PORADY

Kicz myśliwski


Na pewno, każdy myśliwy i nie tylko widział obraz pt. „Jeleń na rykowisku”. Do niedawna można było go nabyć na każdym jarmarku czy targu. Powszechnie panująca opinia nazywa taki wytwór kiczem. Motyw jelenia na rykowisku przewija się z uporem w formie gipsowych odlewów z minionych lat, makatek kuchennych i kilimów nad łóżko. Współcześnie, na podhalu, są jeszcze wytwarzane „jeleniopodobne” pamiątki dla turystów.

Piszę o tym nie bez ważnej przyczyny. Otóż, tak naprawdę, wszystkie te dzieła nie są żadnym kiczem, ani niczym wstydliwym. Można by nawet stwierdzić, że wywarły one wielki wpływ na formowanie wizerunku myśliwego i kultury łowieckiej w pozytywnym aspekcie, wśród zwykłych prostych ludzi.

Określenie: „kicz” powstało w Monachijskich kręgach artystycznych (malarskich) około roku 1870 i w zasadzie odnosi się do mało wartościowej sztuki, którą chciano oddzielić i wyrugować z salonów, jednocześnie ośmieszając. Obrazy, o których piszę, przeważnie wykonywane były w technice olejodruku lub czarno-białej fotografii kolorowanej ręcznie. Była to produkcja masowa. Zdarzało się, że charakterystyczne motywy bywały „miksowane” w dowolnych kombinacjach. Podobnie współcześnie wykonuje się obrazy czarno-białe, malowane sprayami, itp. a nikt nie klasyfikuje ich jako sztukę czy kicz.

Największy rozkwit, tematyki łowieckiej w rzemiośle pseudoartystycznym i jarmarcznym miał miejsce na przełomie XIX i XX wieku w Europie Zachodniej (zwłaszcza w Niemczech), a w Polsce, w okresie międzywojennym.

Osoba myśliwego przedstawiana była zazwyczaj jako wzór bohatera, człowieka szlachetnego, uczestnika sielanki czy romantycznej idylli oraz rzadziej jako ofermy i nieudacznika budzącego jednak sympatię.

Piękny wizerunek myśliwego zapewniła na długo bajka o „czerwonym kapturku” Myśliwego jako człowieka, nie tylko ścigającego wilka, ale walczącego ze złem. Wilk jest tylko wielką metaforą, a bajka nie traci aktualności i w naszych czasach. Na dzieci pozostawione bez opieki czeka, mimo postępu cywilizacji wciąż wiele groźnych „wilków”. W bajce myśliwy, jako ostatnia szansa ratunku zjawia się nagle z ciemnego lasu, przynosząc wybawienie z sytuacji beznadziejnej, tym samym sprowadzając szczęśliwe zakończenie. Podobny motyw znajdujemy w bajce o „Królewnie Śnieżce”, gdzie nadworny łowczy będący na służbie u złej macochy, zamiast zabić piękną królewnę pomaga, jej w ucieczce. Jako dowód wykonania mordu pokazuje chustę, którą uprzednio umoczył w farbie zastrzelonej łani.

Znowu myśliwy został zapamiętany przez miliony dzieci, jako człowiek szlachetny i uosobienie męskich cnót. Na wielu obrazach myśliwy strzela do ogromnego byka, który łamie się w skoku, do rogacza (wielkości jelenia), groźnego wilka lub walczy z kłusownikami. Często ginie w tych walkach w obronie uciśnionych zwierząt.

Motyw myśliwego - bohatera był bardzo modny, był potrzebny zwykłym, biednym ludziom, którzy nigdy nie mogli sobie pozwolić na uprawianie łowiectwa. Natomiast obraz mogli powiesić w domu i na niego patrzeć. Nie było przecież telewizji. Polował dziedzic, sędzia, aptekarz i ksiądz proboszcz, a biedny chłop miał w domu swój kawałek polowania, swoją małą sielankę myśliwską, którą przeżywał tyle razy, ile na nią w zadumie spoglądał.

Bardzo dobrze pamiętam, kiedy we wczesnym dzieciństwie dziadek zabierał mnie do swojego przyjaciela, starego gajowego, mieszkającego z małżonką daleko w lesie, w malutkiej gajówce. Była tam tylko jedna maleńka izba, w której panował niewiarygodny porządek. Gajowy, wraz z żoną nie mieli dzieci, ale bardzo się kochali i prawie nie rozstawali się ze sobą. Nad ich łóżkiem wisiał duży obraz, to on na zawsze utkwił mi w pamięci. Ogromne, czerwone, zachodzące słońce, a na jego tle ryczał niesamowicie mocny byk. Zdawało się, że nic nie robił sobie z gajówki stojącej w głębi, w prawej części obrazu. Pod jej ścianą na ławeczce sidziała młoda para i trzymała się za ręce. Ona w welonie i długiej, białej sukni, on w czarnym garniturze. Sprawiało to wrażenie jakby zapomnieli o weselu i gościach, a biorąc ślub, brali go też z gajówką i lasem pełnym godowych porykiwań jeleni. Myślałem wówczas, że to gajowy z żoną w czasach swojej młodości. A oni też jakby zaczarowani, czerpiąc wzorce z owego obrazu, wielką siłę do pięknego życia w wierności, szacunku do siebie i przyrody trwali na życiowym posterunku, pragnąc jedynie wspólnej, jednoczesnej śmierci. Pomimo iż byłem bardzo małym chłopcem, potrafiłem zrozumieć proste i jasne sprawy, choćby takie jak uczciwe życie. Postanowiłem wówczas, że też zostanę leśnikiem.

Dużym popytem cieszyła się grupa obrazów, na których myśliwy zostawał upokorzony przez los i stawał się pośmiewiskiem. I tak np. zostawał stratowany przez uciekające jelenie, które do tego zniszczyły zakąski i napitki, lub wpadał do wody, podczas gdy jego wyżeł zawisał za obrożę na gałęzi. Sceny takie miały „wzięcie”, gdyż sprawiały ulgę tym wszystkim, którzy patrząc na nie dawali upust swojej agresji i wrogości wobec myśliwych, czyniąc to z humorem w subtelny sposób.

I znowu niewiele warty kawałek papieru spowodował, że nawet najwięksi przeciwnicy myślistwa patrzyli na myśliwych co najwyżej z pobłażliwością i politowaniem.

Ryczący jeleń, mimo że trudny do zobaczenia w naturze był niegdyś modnym symbolem piękna wśród prostego ludu. Obecnie zohydzony i ośmieszony jest synonimem kiczu i tandety. A przecież zadaniem sztuki jest wywieranie na widzach wrażeń i emocji.

Prawdziwa sztuka była nie osiągalna dla wszystkich i tak naprawdę nie wniosła w upowszechnianie kultury łowieckiej tak wiele jak tzw. kicz myśliwski. W „salonach” mawiano, że sztuka nie jest dla ludu, no może z wyjątkiem sztuki cyrkowej. Dla ludu jest chleb i na tym koniec. Ale lud stworzył sobie sztukę jarmarczną, setki tysięcy ludzi miało w domach ryczące jelenie, tokujące głuszce, polowanie na kury i wiele innych. Paliło myśliwskie fajki z porcelany, piło myśliwską wódkę, jadło kiełbasę myśliwską (z domowej świni) i czytało dzieciom o „Czerwonym Kapturku”. Lud, sam zaspokoił swój apetyt na modę myśliwską.

Moda taka przetrwała np. w Tyrolu w Austrii, gdzie co drugi człowiek chodzi w kapeluszu z piórkiem i w zielonych uniformach z rogowymi guzikami. Wieniec jelenia widnieje na co drugiej butelce z trunkiem i nikogo to nie razi, ani nie dziwi.

W naszym kraju nie ma albumów ani wernisaży z myśliwskim kiczem. Temat jest całkiem pomijany. Został też wyrzucony z kultury łowieckiej współczesnej i historycznej.

Zaryzykuję stwierdzenie, że bajka o „Czerwonym Kapturku” zrobiła więcej dla dobra stosunków myśliwsko-społecznych niż wszystkie PRL-owskie pogadanki i spotkania szkolne myśliwych z młodzieżą. Również wszystkie „Fałaty” i „Kossaki”, „ Gierymskie” i setki innych dzieł sztuki łowieckiej nie przyczyniły się tak mocno do propagowania myślistwa jako wzorca cnót i piękna, jak jarmarczny „kicz” myśliwski. Nie trafiły one bowiem nigdy pod strzechy, ale do prywatnych kolekcji i domów aukcyjnych.

Wielopokoleniowy dorobek pseudosztuki z ryczącym jeleniem w tle, został bezpowrotnie zmarnowany i zaprzepaszczony. Przyczyniła się do tego na pewno zmienna moda, kłamliwa komunistyczna oświata i kapitalistyczne mrzonki o lepszym świecie zachodu

A przecież napominał nas Adam Asnyk :

„...Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy,
Choć sami macie doskonalsze wznieść,
Na nich się jeszcze święty ogień żarzy,
I miłość ludzka stoi tam na straży,
I im winniście cześć...”.


Leszek Ciupis

powrót na początek strony