PORADY

O nauce strzelania - nieco inaczej


"... czułem się jak ostatni drań, że go postrzeliłem a nie zabiłem. Nie sprawiało mi przykrości zabijanie czegoś, jakiegokolwiek zwierzęcia, jeżeli zabiłem je czysto, bo wszystkie i tak muszą zginąć i moje wtrącanie się w to conocne czy okresowe zabijanie, które trwa stale, było czymś bardzo nieznacznym, toteż nie miałem żadnego poczucia winy"

   E.Hemingway "Zielone wzgórza Afryki"

Myśliwy musi umieć dobrze strzelać. Strzelanie na polowaniu wiąże się z dużą odpowiedzialnością. Występują tu całkiem odmienne warunki niż na strzelnicy. Na prawdziwym polowaniu nie dziurawi się papieru ani dykty, ale uśmierca się żywe istoty i trzeba sobie doskonale zdawać z tego sprawę. Sama pewność siebie nie wystarczy. Myśliwy staje przed problemem ewentualnych konsekwencji moralno-etycznych wynikających z faktu zranienia zwierzyny. Oczywiście zależy to całkowicie od jego wrażliwości. Zakładam jednak, że myśliwi są wrażliwi. Do wrażliwości dochodzi etyka łowiecka jako drugi czynnik, który ewentualnie może rekompensować braki tego pierwszego, pod warunkiem dużej siły kontaktu i samozdyscyplinowania. Każdemu też są potrzebne wzorce zachowań. Jeżeli nie ma ich w kole łowieckim (tzw. autorytety), można ich szukać w literaturze. To bez znaczenia. Należy jednak bezustannie rozwijać się w tych dziedzinach łowiectwa, które wydawać by się mogły abstrakcyjne (etyka).

Bardzo istotne jest nabycie umiejętności koncentracji w czasie oddawania strzału do zwierzyny. Dawnymi laty, kiedy sztuka łowiecka nie uległa jeszcze sowietyzacji i tym podobnym zjawiskom, kiedy jeszcze nie pisano w prasie łowieckiej artykułów o Leninie dna polowaniu i propagandowych bredni a polowanie było ważną dziedziną gospodarki narodowej, jako źródło dewiz. Otóż wtedy to myślistwo nobilitowało człowieka. Aby zyskać szacunek ogółu myśliwych należało przebyć trudną drogę. Do szkolenia kandydata (adepta) przykładano dużo więcej uwagi i siły autorytetu jako uzasadnienia dla rangi programu szkolenia. Jeszcze w okresie międzywojennym spotykało się w handlu strzelby kapiszonowe. Pomimo królowania najdoskonalszej już broni myśliwskiej, adept "z dobrego domu" (myśliwskiego) przez pierwszy sezon strzelał z takiej właśnie strzelby. Nosił cały rynsztunek z osprzętem do obsługi broni, tzn. proch, pakuły, papier, śrut, kule i td. Załadowanie broni wypadało przemyśleć. Młody mężczyzna błyskawicznie musiał ocenić czy na danym stanowisku będzie strzelał śrutem (a jeśli to jakim?) czy kulą. Wymiana kuli na śrut i odwrotnie nie była prosta albo zgoła nierealna. Dziś młodzi myśliwi mają od razu broń wysokiej klasy i pełne kieszenie amunicji.

Ja sam dostałem od dziadka pojedynkę kal. 16, przerobioną fabrycznie z jednostrzałowego karabinu wojskowego z 1871 roku z bardzo długą lufą. Na szczęscie nie musiałem ładować jej od przodu, choć i tak załadunek wymagał wielu ruchów zamka. Strzelba jednostrzałowa sprzyja rozwojowi koncentracji. Można dzięki niej nauczyć się strzelać skutecznie. Nieprawdą jest, że z dubeltówki dmożna zawsze poprawić w razie pudła czy zbarczenia ptaka. Można z niej dwa razy spudłować lub dwa razy okaleczyć zwierzynę. Kiedy wyruszałem na pierwszego w życiu rogacza, wuj wręczył mi swojego Schonauera i jeden nabój. "Jeżeli strzelisz nie tak jak cię uczyłem, będziesz czekał rok aż ci znowu pozwolę" - powiedział na odchodnym. Wiedziałem dobrze co to znaczy. Pierwszy rogacz padł w ogniu. Wuj wręczył mi dziesięć naboi i wyjechał na kilka tygodni. Po powrocie zapytał: "Ile zostało ci amunicji?" odpowiedziałem: cztery sztuki. "A ile strzeliłeś rogaczy?" odparłem z dumą: sześć. Na pierwszych polowaniach na zające, na pędzonych kaczkach bądź na przelotach, miałem nakaz strzelania z pozycji siedzącej (na stołku myśliwskim, tzw. lasce). Ćwiczyłem równowagę pozycji strzeleckiej, miałem możliwość strzału wyłącznie do góry i praktycznie na lewo i do przodu. Ponadto nie mogłem się rozglądać na boki, zaglądać na inne stanowiska, kręcić się itd. uczyło to opanowania i rozwagi w oddawaniu kolejnych strzałów.

Czynnikiem uzupełniającym był fakt, że strzelałem wyłącznie z amunicji, którą pod okiem dziadka lub ojca sam elaborowałem. Wiedziałem i wiem do dziś, że wykonanie naboju wymaga pracy, czasu i wielkiej uwagi oraz wiedzy. Proch i śrut kupowałem za zaoszczędzone pieniądze, odmawiając sobie wielu przyjemności. Poznawałem wartość każdego naboju. Kiedy polowałem już z nowoczesną dubeltówką, nigdy nie zakładałem z góry, że zrobię dubleta. Był on wynikiem dwóch celnych strzałów, dwóch osobnych strzałów do dwóch sztuk zwierzyny. Aby adepta (albo samego siebie) nauczyć dobrze i skutecznie strzelać, trzeba nauczyć go podstawowej rzeczy jaką jest szacunek do amunicji, broni, zwierzyny, psa myśliwskiego, całej sztuki łowieckiej i przede wszystkim do starszych myśliwych, autorytetów w dziedzinie wiedzy, z której korzystamy czerpiąc niczym spragnieni ze źródła. Oby takich źródeł było wiele na pustyni naszego łowiectwa i aby wytryskały coraz nowe. Ileż to razy obserwując kolegów, którzy na polowaniu na kaczki kręcą się w kółko, strzelając do wszystkiego co przelatuje w zasięgu ich wzroku. Na dodatek do gęsi strzelają loftkami a do kaczek zerem. Pewien pan tłumaczył mi kiedyś, że do gęsi strzela ciągnąc za oba spusty naraz, zaby zwiększyć skuteczność rażenia jego loftek. Uważam, że to daje do myślenia w świetle tego co napisałem. Mam nadzieję, że mądre pisma łowieckie zaczną szerzej trafiać "pod strzechy" naszych myśliwych, choć statystyki nie są optymistyczne. Nie podreperują ich też przymusowe prenumeraty dla całego koła. Minęły czasy kiedy myśliwi chłonęli "wiedzę pisaną" w zwartych szeregach i w kolektywach.

Na zakończenie przytoczę kilka "mądrych rad" moich przodków, z których mnie przepytywano jak z pacierza:
1. trudno jest dobrze strzelić do zwierza, ale jeszcze trudniej do niego nie strzelić.
2. lepiej strzelić do zwierza za blisko niż za daleko
3. lepiej strzelić za drobnym śrutem niż za grubym
4. dla prawdziwych myśliwych istnieje śrut tylko w rozmiarach od jedenastu do jeden. Zera nie ma.
5. na ptactwo można polować bez strzelby, ale nie można bez psa!

Można też być wielkim i szlachetnym myśliwym nie mając zdolności strzeleckich, refleksu, zdrowia itd. Wystarczy być dobrym, porządnym człowiekiem, wrażliwym i rozumnym. Zachęcam wszystkich do przemyślenia dawnych metod treningowych i zweryfikowania ich z własnym zespołem zachowań, przyzwyczajeń, czasem odruchów. Być może pozwoli to na choćby zastanowienie się nad własnym samodoskonaleniem osobowości myśliwskiej.


Leszek Ciupis

powrót na początek strony