PORADY

Kłopoty z czokami


Trochę historii

Stożkowate zwężenia przewodów luf śrutowych przy samym wylocie, czyli tzw. czoki to wynalazek bardzo stary. W zasadzie wszystkie źródła podaj że czoki wynaleziono nieco ponad sto lat temu, wraz z upowszechnieniem się broni odtylcowej (oczywiście śrutowej), ale nie jest to całkowicie słuszne. Już dużo, dużo wcześniej, w XVII w. w broni myśliwskiej skałkowej, a potem kapiszonowej, ładowanej od wylotu, myśliwi stosowali równie stary patent, który polegał na tym że brzegi wylotu lufy (czy luf) sklepywano naokoło tegoż wylotu młotkiem. Lufa wyglądała tak jakby ktoś podpierał się nią zamiast laski. Po włożeniu do środka palca wyraźnie wyczuwało się zawinięty rozklepany brzeg. Na pewno nie pomagało to w nabijaniu strzelby (zwłaszcza kulą), ale ze śrutem nie było większych problemów. Taka prowizoryczna modyfikacja dawała w efekcie dużo lepsze skupienie wiązki śrutu na określonym dystansie i była łatwa do wykonania choćby u wiejskiego kowala.

Rusznikarze ówcześni podchodzili do zagadnienia z rezerwą zrozumiałą chyba dla wszystkich. Po prostu lufy nadmiernie „klepane” zwłaszcza drogich strzelb dziwerowych bywały czasami nieodwracalnie niszczone. Niekiedy przycinano je o kilka milimetrów i znowu klepano. Taka sztuczka wystarczała na jeden sezon np. zajęczy, potem należało klepanie „poprawić”.

W swojej praktyce widziałem wiele starych strzelb których wyloty luf nosiły ślady po „pra czokach”, zwłaszcza dubeltówki systemu Lefaucheux których ostatnio sporo trafia do Polski z zachodu Europy gdyż zezwolenie na ich posiadanie nie jest konieczne.

Wynalezienie wiercenia lufy o konkretnym zwężeniu w takiej sytuacji było następstwem jedynie logicznej ewolucji myśli technicznej owych czasów. Wynalazek sprawdził się znakomicie i sprawdza do dziś pod warunkiem właściwego stosowania i doświadczenia w używaniu czoków zwłaszcza na polowaniu.

Ideę czoków próbowano stosować i w broni gwintowanej czyli w sztucerach w celu nadania jeszcze większej energii pociskowi lecz kierunek ten okazał się „ślepą uliczką” rozwoju broni strzeleckiej.

Dzisiejsze czoki

Mamy obecnie cały wybór różnej broni śrutowej, której lufy posiadają przeróżne zwężenia, stałe i wymienne bądź nawet takie z regulatorami zwężenia. Problem polega na tym że większość myśliwych tak naprawdę nie wie jakie czoki stosować, na jakich polowaniach. Pomijam sprawę strzelectwa sportowego gdyż zawodnicy sportowi wcześniej czy później dochodzą do pewnych konkretnych wniosków praktycznych bądź rezygnują ze strzelectwa sportowego.

Większość myśliwych wcale nie używa w pełni całego kompletu wymiennych tulejek czokowych (zazwyczaj jest ich około 6 sztuk). Zakładają najczęściej te o największym zwężeniu i sprawa się kończy. Wychodzą oni z założenia że pozwoli to na maksymalnie efektywne strzały nawet na spory dystans. Dodatkowo stosują zbyt grube rozmiary śrutu, co w praktyce pogarsza wynik strzału np. przy polowaniu na bażanty. Mało kto też sprawdza skupienie i pokrycie na konkretnym dystansie z odpowiednich rozmiarów śrutu.


Fot. 1: Czyszczenie czoków przy pomocy tokarki

Wielu użytkowników poszukuje broni śrutowej o wymiennych czokach choć w użytkowaniu broni wcale nie korzysta z możliwości ich wymiany. Idzie za tym kolejny problem. Czoki nie wymienione i nawet nie wykręcone ulegają „zapieczeniu” co w następstwie uniemożliwia ich wykręcenie. Najczęściej okazuje się tak w sytuacji gdy chcemy broń sprzedać i kupić inną. Intensywne strzelanie powoduje osadzanie się nagaru prochowego w szczelinie na styku tulei czoka i progu w lufie na którym opiera się on po dokręceniu do oporu. Szczelina ta jest wprawdzie znikoma lecz ciśnienie gazów prochowych podczas strzału, radzi sobie z każdą luką w którą tylko może się wcisnąć. Po wielu strzałach osad ze spalonego prochu zbiera się i zbiera w najmniejszych nawet szczelinkach. Przesuwa się aż do gwintu którym przykręcony jest wymienny czok, a czasem nawet wnika w całą jego powierzchnię. Spotkałem już strzelby których czoki (wymienne) były do tego stopnia zanieczyszczone osadem spalonego prochu że nie dało się ich wykręcić w klasyczny sposób.

Jeżeli zauważymy że z naszymi czokami coś się dzieje, należy niezwłocznie wykręcić je i dokładnie obejrzeć. Może zdarzyć się np. że źle dopasowany czok lub też za słabo wkręcony ulegnie deformacji i nawet wywinięciu jego brzegu do środka lufy przez uderzenie w niego plastikowego koszyczka z ładunkiem śrutu. Uszkodzenie takie widać wyraźnie kiedy spojrzymy do lufy pod światło. Należy wówczas natychmiast przerwać strzelanie i wymienić uszkodzoną tulejkę, którą każdy rusznikarz naprawi przez lekkie skrócenie jej na tokarni.

Najczęstszym niedomaganiem czoków jest ich zapieczenie w gnieździe z gwintem. Chcemy czok wykręcić aby go wymienić na inny i nagle okazuje się że wymiana jest niemożliwa. Tulei czoka nie da się w żaden sposób wykręcić. Zdarza się że nawet specjalny klucz do tego celu nie wytrzymuje i po prostu łamie się. Co wówczas zrobić?


Fot. 2: Podgrzewanie końców luf

Po pierwsze nigdy nie można doprowadzać do takiego stanu czyli przy każdym czyszczeniu broni (najlepiej po każdym strzelaniu) powinno się wykręcić czoki, przeczyścić je czystą szmatką, lekko naoliwić i wkręcić dokręcając z niezbyt wielką siłą – to znaczy do wyczuwalnego oporu, dwoma palcami – kciukiem i wskazującym.

Jeżeli już doszło do stanu w którym nie można odkręcić tulejki czoka, nie należy robić tego na siłę. Dobrze jest wcześniej użyć preparatów penetrujących połączenia metalowe czyli gwinty itp., takich jak np. znany wszystkim WD-40. Spryskujemy nim dokładnie miejsca styku tulejki z lufą od wylotu i w środku i po odczekaniu kilkunastu minut ponawiamy zabieg. Tak przez dwie, trzy godziny.
Jeżeli to nie pomoże próbujemy podgrzać końcówki luf do temperatury około 120°C przy pomocy palnika bądź kuchenką gazową. Podgrzewamy bardzo ostrożnie aby nie dopuścić do rozlutowania luf które są zazwyczaj polutowane lutem cynowym o temperaturze topnienia ok. 180°C lub nawet mniejszej. Temperaturę poznajemy podobnie jak sprawdzając gorące żelazko, czyli przez dotyk poślinionym palcem. Po nagrzaniu ponad 100°C ponownie smarujemy penetratorem (WD-40) i czekamy. Podgrzanie ułatwia substancji wnikanie do środka gwintu i zluzowanie go.

Dobrym sposobem jest też obklepywanie wylotu lufy przy pomocy gumowanego młotka na klocku miękkiego drewna lub twardej gumy. Obstukujemy ze wszystkich możliwych stron i próbujemy odkręcać.


Fot. 3: Obstukiwanie młotkiem końców luf

CMożna także obstukiwać czoka od wylotu, zwykłym młotkiem przez aluminiowy wałeczek specjalnie dotoczony do wymiaru tulei czoka aby nie uszkodzić brzegów lufy. Takie obstukiwanie powoduje zmniejszanie naprężeń w połączeniu gwintem czoka z lufą. Jeżeli nasze starania nie dają efektów nawet po wielokrotnym ich powtórzeniu, należy odczekać np. dzień czy dwa i ponowić próbę.
Pośpiech nie jest tu wskazany. Dodatkowo substancje penetrujące też potrzebują niekiedy więcej czasu.

Niczego nie należy robić na siłę, gdyż łatwo wyłamać kluczyk i popsuć czoki lub nawet lufy strzelby. Jeżeli nie możemy sobie sami poradzić z mocno zapieczonym czokiem, bezwzględnie należy udać się do dobrego rusznikarza. Nie będę opisywał profesjonalnych metod wykręcania czoków gdyż wykracza to poza zakres metod dostępnych dla przeciętnego majsterkowicza i może być szkodliwe dla strzelby przy braku sporego doświadczenia.

Po intensywnym strzelaniu np. na strzelnicy albo polowaniu na gęsi trwającym kilka dni, należy wyczyścić czoki. Zdarza się że są one zabrudzone osadem spalonego prochu z ołowiem do tego stopnia że ich średnica zmniejsza się nawet o 1 mm, co grozi (przy maksymalnym zwężeniu) rozdęciem luf.

Najlepiej wyczyścić je mocując w małej tokarni, przy pomocy kołka z nawiniętym papierem ściernym. Papier musi być tzw. wodny i bardzo drobny, ażeby nie porysował gładzi czoka. Najlepszy będzie o numeracji 500-800, a następnie (jako drugi wykańczający) 1000-1500. Czyścimy na obrotach smarując papier rzadką oliwą. Można też przy braku dostępu do tokarni użyć ręcznej wiertarki w którą mocujemy kołeczek z papierem ściernym. Czoka należy wtedy umocować delikatnie w imadle owijając go wpierw kilkakrotnie taśmą izolacyjną.

Najprościej stosować profilaktykę czyli nie dopuszczać do stanów kiedy jest potrzebna ingerencja rusznikarska. Dobrze wyczyszczone czoki, a dodatkowo dokładnie sprawdzone na strzelnicy na pewno będą się znakomicie spisywać na polowaniu przez długie lata naszego łowieckiego żywota i nie sprawią nam żadnych kłopotów.


Leszek Ciupis

(Artykuł ten ukazał się w "Braci Łowieckiej")

powrót na początek strony