PORADY

„Schaftmagazin” w praktyce rusznikarskiej


Schaftmagazin, czyli magazynek w kolbie, to bardzo stary wynalazek. Już w broni ładowanej odprzodowo stosowano małe „skrytki” - schowki służące przechowywaniu nie tyle amunicji, której przecież wówczas jeszcze nie było w postaci scalonego naboju, ale np. tzw. skałek, czyli płytek krzemiennych do broni skałkowej, albo kapiszonów w strzelbach kapiszonowych. Już wówczas rusznikarze w całej Europie prześcigali się w najbardziej wymyślnym i finezyjnym magazynowaniu w osadzie broni tych akcesoriów, bez których strzelanie, a tym samym polowanie było by niemożliwe. Oczywiście do noszenia prochu, kul, śrutu, pakuł i wielu innych rzeczy, wykorzystywane były również torby, np. borsucze. Mogły one pomieścić i te drobiazgi, ale aby na pewno ich nie zapomnieć, dobrze było umiejscowić je w samej broni.

Takie schowki ulokowane były przeważnie na boku blatu kolby, lub w okuciu, czyli tzw. stopce, wówczas jeszcze zawsze metalowej i solidnej. Czasami schowek na kapiszony lokowano na zakończeniu chwytu pistoletowego osady, który wcześniej zawsze występował z zakończeniem półokrągłym. Tak więc dzisiejsze zakończenia chwytów pistoletowych z czarnego rogu, drewna czy tworzywa z pięknie grawerowanym tzw. „kapslem„ z inicjałami właściciela broni, bądź motywami łowieckimi, to nic innego jak forma ewolucji dekla magazynka na kapiszony, czyli pistony. Gdyby nie to mielibyśmy wyłącznie zakończenia chwytów półokrągłe, które zresztą są tak samo praktyczne i eleganckie.


Razem z wymyśleniem naboju zespolonego wymyślono magazynek na naboje ukryty w kolbie. Najczęściej wyposażano w taki luksus droższą broń myśliwską jednostrzałową kulową, albo broń kombinowaną, kniejówki, drylingi i fierlingi, czyli strzelby czterolufowe, czasami o trzech różnych kalibrach.

W broni kombinowanej, takiej jak dryling czy fierling, instalowanie dodatkowego magazynku nabojowego w kolbie miało pewne uzasadnienie, gdyż zawsze istniała obawa, czy aby nie braknie nabojów do którejś z luf . Magazynowanie w osadzie amunicji śrutowej było rzadko praktykowane, choć widziałem i takie egzemplarze.

Sama idea dodatkowego rezerwuaru amunicji, ukrytego w samej broni, była właściwie spowodowana chęcią „przekombinowania” samej konstrukcji danego egzemplarza broni. Konstruktorzy i rusznikarze prześcigali się zawsze w tego typu „patentach”, aby ich właściwe wyroby były lepsze od innych.

Warto też nadmienić, że magazyn amunicji w osadzie był inspiracją dla konstruktorów, dla zbudowania broni wielostrzałowej. Zanim zbudowano pierwsze karabiny z pudełkiem nabojowym umieszczonym pod komorą zamkową, próbowano „na siłę” ulokować magazynek w kolbie, w przedziwnych wariantach. Z czasem te „patenty” wyszły z użycia, nie wytrzymując próby czasu. Cokolwiek by nie powiedzieć o schaftmagazinie, wniósł on dużo w myśl techniczną ówczesnych czasów, kiedy to pojawiały się jak grzyby po deszczu nowe wzory i rozwiązania konstrukcyjne. Początek XX wieku był złotym okresem w rozwoju broni strzeleckiej.

Dziś schaftmagazin wcale nie został zapomniany. Broń wyposażana w to urządzenie uchodzi za lepszą od tej, która go nie posiada.

Czy jest w tym trochę prawdy? Być może. Wszystko zależy jednak od gustu użytkowników, dla których broń jest budowana. W końcu można zlecić rzemieślnikowi wykonanie schaftmagazinu, a ten na pewno nie zakwestionuje celowości takiego działania. Obecnie można nabyć gotowe schaftmagaziny i osadzić je w kolbie. Są firmy, które produkują podzespoły w różnych wersjach i z różnym wykonaniem, bądź takie do ręcznego grawerunku. Najprostsze wersje to po prostu ramki z ruchomymi deklami, które przykręca się do kolby przy pomocy bączka do pasa nośnego po uprzednim wyfrezowaniu w spodniej części osady kanału i otworów gniazd na naboje. Są to prace na poziomie przeciętnego majsterkowicza.

Dla bardziej wymagających klientów można nawet specjalnie skonstruować i wykonać schaftmagazin ukryty w stopce osady, tak jak pokazany na zdjęciu, w całości z kości słoniowej, rytowanej i dobarwionej, ze specjalnym zabezpieczeniem przed otwarciem przez niewtajemniczonych.


Leszek Ciupis

(Artykuł ten ukazał się w "Braci Łowieckiej")

powrót na początek strony