PORADY

Rozdęcia luf broni myśliwskiej


Rozdęcia oraz rozerwania luf i mechanizmów zamka zdarzają się na skutek nagłego wzrostu ciśnienia gazów prochowych ponad dopuszczalne normy. Konstrukcja luf i mechanizmów zamkowych (elementów zamykających lufę od strony komory nabojowej) pozwala na bezpieczne ich użytkowanie, dopóki nie wystąpią przyczyny, które zaburzą procesy tzw. balistyki wewnętrznej. Chodzi tu konkretnie o odpalenie ładunku prochowego, wzrost ciśnienia gazów prochowych, powodujących wypchnięcie pocisku z lufy z prędkością stopniowo wzrastającą, aż do chwili jej opuszczenia i jeszcze poza nią, do odległości nawet ok. półtora metra.

W przeciętnej broni kulowej gazy prochowe napierają na dno pocisku z siłą porównywalną do nacisku ciężaru ok. 1500 kg. W broni śrutowej ciśnienie to jest sporo mniejsze, ale i grubość ścianek lufy jest mniejsza. Jeżeli rozpędzający się pocisk natrafi na swej drodze na przeszkodę, która wyhamuje jego wzrastającą prędkość, to wówczas nastąpi rozdęcie lufy. Najczęściej spotykane tego przyczyny, to np. śnieg, ziemia, pozostawione w lufach wyciory, szmaty itp. Zazwyczaj rozdęcia powstają w miejscach najsłabszych, czyli tam, gdzie ścianki luf są najcieńsze, ale nie jest to regułą. W większości przypadków lufy są zatykane śniegiem, czy błotem u wylotów, tak więc rozdęcie następuje na początku czoka. Mechanizm zjawiska ilustruje rys. 1.


Zdarza się, że przy dość mocnym przytkaniu lufy śrutowej następuje podwójne rozdęcie. Pierwsze na skutek sprężenia powietrza znajdującego się pomiędzy przeszkodą a pociskiem, oraz drugie za pociskiem, spowodowane wzrostem ciśnienia gazów prochowych. Oczywiście zazwyczaj gazy zdołają wypchnąć zarówno pocisk, jak i przeszkodę z lufy, ale pozostaje nam bardzo brzydko wyglądające rozdęcie, albo dwa na raz, co widać na fot.1. Rozdęcie może wystąpić nawet w miejscu komory nabojowej, lub nieco za nią. Najczęściej przyczyną takich przypadków jest źle elaborowana amunicja, czyli np. podwójna dawka śrutu, podwójna naważka prochu lub obie te przyczyny naraz. Wyciory pozostawione w lufach, jeżeli znajdują się tuż przy ładunku, zazwyczaj zostają wypchnięte przy strzale. Jeśli są dalej (w głębi), to może być niebezpieczne i skutkować nawet rozerwaniem lufy. Możliwy jest też przypadek rozdęcia, czy rozerwania lufy śrutowej, jeżeli oddalibyśmy strzał z bardzo bliska, dostawiając wylot lufy do celu, na odległość kilku centymetrów, np. przy dostrzeliwaniu dzika „za ucho” z bliska. Wzrastające jeszcze ciśnienie gazów, nie znajdując ujścia do przodu, a jedynie na boki, pod dużym kątem, może uszkodzić wylot lufy. Znam takie przypadki. Strzał „z bliska” powinien być oddany pod warunkiem odsunięcia lufy (śrutowej) co najmniej na 50-80 cm od celu. To samo zresztą dotyczy luf gwintowanych o cienkich ściankach, czyli w broni kombinowanej i ekspresach. Grube lufy sztucerowe są dużo odporniejsze na tego typu „ekstremalia”.


Z kolei przy strzale z bardzo bliska ze sztucera gazy prochowe czynią czasem więcej spustoszenia niż sam pocisk. Działają też na samego strzelca bardzo silnym odrzutem broni, niczym gazy z dyszy silnika odrzutowego rakiety. A oto kilka wziętych z życia przykładów rozdęcia luf w broni myśliwskiej.

Pewien starszy myśliwy, chcąc sprawić przyjemność młodemu wnuczkowi, który wykazywał wielki zapał do „myśliwki” i ulegając jego prośbie, wysypał z naboju ładunek śrutu, a tak załadowaną broń dał chłopcu, aby wystrzelił. Efekt strzału był mierny, gdyż spłonka nie odpaliła prochu nitrocelulozowego, który bez oporu śrutu został po prostu wyrzucony z łuski do lufy, wraz z plastikowym koszyczkiem na śrut, który utknął przed czokiem. Starszy pan postanowił wystrzelić już samemu z pełnego naboju, no i oczywiście postało rozdęcie lufy tuż przed czokiem.

Myśliwy – właściciel stawów hodowlanych, aby odstraszyć czaple i kormorany zakupił amunicję z pociskami gumowymi, aby jak tłumaczył: „nie skrzywdzić pięknych ptaków”. Strzelił raz i zaraz drugi, zdziwiony silnym odrzutem i tym co zobaczył. Obydwie lufy rozdęły się tak mocno, że oderwały szynę celowniczą i szyny boczne. Myśliwy nie wiedział, że pociski gumowe są przeznaczone wyłącznie do strzelania z luf cylindrycznych. Tymczasem jego rosyjski bok marki TOZ, chociaż bardzo odporny na takie zjawiska, z wierceniami czoków 1/1 i 3/4, nie był w stanie tego wytrzymać.

Myśliwy polujący na dziki dochodził rannego odyńca, nocą w deszczu, w łanie gęstej kukurydzy. Dzik próbował szarżować, ale powstrzymały go trzy tęgie dzikarze. Myśliwy chcąc dostrzelić rannego zwierza „namacał go lufami” swojego drylinga i gdy poczuł opór pociągnął za spust. Dzik sporej wagi padł w ogniu, a łowca okrył się nieśmiertelną sławą. Dryling niestety miał urwane ok. 8 cm lufy kulowej, a pozostałe lufy pokrzywione, tak jak i szyny łączące (fot. 2).


Na polowaniu na kuropatwy, starszy myśliwy stracił równowagę i nieopatrznie oparł się lufami dubeltówki w redlinie kartofliska. Do lufy dostała się ziemia, która była powodem rozdęcia lufy, tuż przy czoku podczas kolejnego strzału do kury.

Myśliwy, który pojawił się w rusznikarni z dubeltówką z lufą rozdętą tuż przy komorze nabojowej, opowiadał nam jak do tego doszło. Stał na stanowisku, na polowaniu na zające. Nie miał brenek, bo polowano w terenie polnym, gdzie nie spotykano dzików. Nagle w miocie pojawił się, nie wiadomo skąd, gruby odyniec. Pomysłowy myśliwy słyszał ponoć od starych „znawców” polowania, że w takich awaryjnych przypadkach można naciąć łuskę naboju śrutowego nożem, w miejscu, gdzie znajduje się wojłokowa przybitka i załadować do lufy. Wystrzelony śrut wyleci wówczas razem z kawałkiem łuski, nie rozsypując się i działając jak kula. Tak też zrobił. Dzik zbliżył się na dystans strzału z breneki i gdy minął linię, myśliwy wystrzelił. Odyniec w efekcie tego padł. Patent zdał egzamin, z tym że strzelba nie nadawała się już do użytku. Lufa w najgrubszym miejscu została rozdęta do granic możliwości. Aż dziw, że nie została rozerwana, co w takim miejscu mogło spowodować urazy śmiertelne strzelca. Haki i rygle zostały naderwane, bez możliwości naprawy.

Elegancki pan, wręcz przesadnie dbający o broń, zatykał wyloty luf kawałkami ligniny, aby nie dostawał się do nich kurz. Pewnego dnia, w pośpiechu zapomniał ich wyjąć, czego konsekwencją było powstanie gruszkowatych zgrubień, po pięknym dublecie do kaczek.

Zdarza się, że spłonka nie odpali ładunku prochu także w amunicji kulowej. Tak było właśnie w przypadku pewnego pana na polowaniu zbiorowym. Ponieważ sama spłonka posiada sporą energię, spowodowała ona przesunięcie pocisku aż do połowy lufy. Po otwarciu zamka i wyrzuceniu łuski z komory nabojowej wysypał się nie spalony proch. Myśliwy zdawał sobie w pełni sprawę z tego co zaszło, jednak nie pomyślał co zrobić dalej. Podniecony masą zwierza w miocie, załadował następny nabój i wystrzelił do kolejnej sztuki sądząc, że poprzedni pocisk wyleci wypchnięty przez ten załadowany, trafiając dzika. Obydwa pociski faktycznie wyleciały, ale na skutek ogromnego odrzutu myśliwemu pękł obojczyk, dzik poszedł zdrowy, a lufa solidnego sztucera wyglądała jak fujarka zaklinacza węży.

Prawie wszystkie przypadki rozdęcia, czy rozerwania luf były i są spowodowane brakiem znajomości zasad bezpiecznego obchodzenia się z bronią, lub ich lekceważeniem, a niejednokrotnie brakiem wyobraźni czy wręcz zwykłą głupotą.


Jak zabezpieczyć broń przed rozdęciem lub rozerwaniem

To bardzo ważny problem, który wymaga ciągłych dyskusji. Przede wszystkim należy bardzo uważać, aby do lufy nie dostały się obce ciała, czyli śnieg, ziemia, błoto, piach, itp. Należy zawsze przed załadowaniem amunicji spojrzeć w lufy pod światło, żeby się upewnić, czy nie została tam np. końcówka wyciora, która odkręciła się w czasie czyszczenia broni. Bardzo niebezpieczna jest gruba okiść śnieżna. Przejście przez gęsty młodnik może przyczynić się do rozdęcia luf. W takich razach należy stale sprawdzać, czy lufy nie zatkały się śniegiem. W razie czego trzeba rozładować broń i mocno przedmuchać ustami lub przepchnąć prowizorycznym wyciorem np. z patyka leszczyny. Lufy sztucerów, które mają grube ścianki, można zabezpieczać, naklejając na wylot ich lufy kawałek taśmy izolacyjnej, lub zwykłej, taśmy klejącej. Ciśnienie słupa powietrza sprężanego przed pociskiem, przy wystrzale sprawi, że takie zabezpieczenie zostanie zerwane i nie wpłynie to negatywnie na celność broni.

Stosowanie tzw. „nakrywek” luf, np. broni kombinowanej jest niebezpieczne, gdyż jeżeli zapomnimy je zdjąć, może nastąpić rozdęcie. Nakrywka, jedynie w solidnym sztucerze, podczas strzału zostanie zniszczona. Jest to gadżet, którego osobiście nie polecam. Jego stosowanie może przynieść więcej szkody niż pożytku.

Bardzo niebezpieczne jest stosowanie niewłaściwej amunicji. I tak, nie wolno strzelać z naboi śrutowych o długości łuski 70 mm z broni o komorach 65 mm, albo z amunicji magnum w broni do tego nie przystosowanej. Kalibry amunicji muszą idealnie odpowiadać kalibrom luf, co dotyczy też oczywiście broni kulowej. Amunicja stara, niewiadomego pochodzenia, lub nie wiadomo przez kogo elaborowana, może być powodem poważnych uszkodzeń. Nie wolno stosować amunicji „Nitro” do strzelb o lufach dziwerowanych, czyli wyłącznie na proch czarny. W broni czarnoprochowej odprzodowej, proch „Nitro” także może spowodować rozdęcia, czy rozerwania. Bardzo groźne są podwójne załadowania, które były zmorą epoki strzelb odprzodowych.

Strzelanie z dubeltówek o mocno skorodowanych lufach również bywa dosyć ryzykowne zwłaszcza, jeżeli przerdzewieją w miejscach niewidocznych pod szyną celowniczą. Tyczy się to zwłaszcza miłośników reaktywowania bardzo starej broni.

Jeżeli rozdęcie lub rozerwanie już nastąpiło, nie należy zasięgać rady kolegów-majsterkowiczów, czy samemu brać się za naprawy, lecz bezwzględnie skierować swoje kroki do doświadczonego fachowca. Czasami drobne „na oko” defekty broni stwarzają duże zagrożenie dla bezpieczeństwa użytkownika i przekreślają możliwość jakiegokolwiek praktycznego jej użycia. Z kolei wyglądające beznadziejnie uszkodzenia, po oględzinach rusznikarskich, okazują się nierzadko prostymi do naprawy.

Nie będę pisał o sposobach napraw rozdętych czy rozerwanych luf, gdyż znacznie wykracza to poza ramy niniejszego artykułu. Można powiedzieć, że metod naprawy jest tak dużo, jak fachowców w tej materii i ile jest przypadków uszkodzeń.

Można by też zacytować powiedzenie, że: „nie ma takiej rury, której nie można... odetkać”. Podobnie jest z rozdęciami.


Leszek Ciupis

(Artykuł ten ukazał się w "Braci Łowieckiej")

powrót na początek strony