PORADY

Tajemnice drylingów


Drylingi cieszą się od zawsze dosyć dużym zainteresowaniem wśród myśliwych. Jeszcze do niedawna największe wzięcie miały drylingi śrutowe, czyli z dwoma lufami śrutowymi, a jedną kulową, jako że polowano dużo na zające, których niemal w całym kraju było sporo.

Spadek populacji zwierzyny drobnej, a wzrost pogłowia dzików i jeleni spowodowały, że swój renesans przeżywa dryling kulowy, czyli o dwóch lufach gwintowanych, a jednej śrutowej.


Ideą konstrukcyjną drylinga było zawsze połączenie w jedno dubeltówki oraz sztucera. Znałem sam wielu myśliwych, którzy nie posiadali innych jednostek broni, stosując dryling, jako broń do wszystkich rodzajów polowania.

Czy dryling jest dobrą bronią? Czy posiadając go można pozbyć się dubeltówki i sztucera? Na pewno tak nie jest. Dryling jest rozwiązaniem uniwersalnym, a wszystkie rozwiązania uniwersalne nie są doskonałe. Nie da się zastąpić dobrej dubeltówki śrutowej o długich lufach, drylingiem z lufami sześćdziesięciocentymetrowymi, który nigdy nie dorówna tejże dubeltówce. Podobnie nie da się nim zastąpić dobrego repetiera sztywnej konstrukcji i o grubej stabilnej lufie.

Dryling można używać, jako broń dodatkową, o zastosowaniu zwłaszcza na polowaniach zbiorowych na dziki i jeleniowate do strzałów na krótkie dystanse.


Dużą wadą drylingów jest to, że ich konstrukcja jest bardzo skomplikowana. Wpływa to na dosyć znaczną awaryjność mechanizmów oraz na kłopotliwą obsługę na samym polowaniu. Bezpiecznik przeważnie jest nieautomatyczny, ponadto dochodzi przełącznik tzw. kula-śrut dla pierwszego spustu. Drogi i delikatny montaż lunety, która z kolei nie może być o zbyt dużym obiektywie, ponieważ broń wygląda fatalnie i staje się ciężka, wzrasta też urazowość montażu, a celność na zmienne dystanse pozostawia wiele do życzenia z racji sporego oddalenia osi lufy od osi optycznej lunety.

Co tyczy się kupowania używanego, drylinga to należy powiedzieć, że lepiej nabywać egzemplarze drogie i w bardzo dobrym stanie technicznym niż okazje po bardzo przystępnej cenie, za to sfatygowane. Dryling jest bronią, która może służyć kilkadziesiąt lat i nie sprawiać żadnych przykrych niespodzianek pod warunkiem właściwego obchodzenia się z nim i to nawet do przesady.

Dryling raz zaniedbany może stać się „rupieciem”, który obrzydzi polowanie kolejnemu właścicielowi. Z racji na bardzo precyzyjny i skomplikowany mechanizm, wymaga niezwykłej troski. Przynajmniej raz w roku należy rozebrać mechanizm wyjmując część spustowo uderzeniową, czyli po prostu „zajrzeć do środka”, aby odkryte podzespoły mechaniczne dokładnie umyć, usunąć stary smar, po czym ponownie dokładnie nasmarować i bardzo ostrożnie ponownie złożyć. Najlepiej jest zrobić to zaraz po sezonie u znajomego rusznikarza, który dokona tego zabiegu na poczekaniu i na naszych oczach. Można też dokonać tego samego przy użyciu dwóch bardzo solidnych śrubokrętów o twardych i cienkich końcówkach oraz drewnianego młoteczka. Aby dostać się do wnętrza drylinga należy po pierwsze napiąć kurki „łamiąc” głęboko lufy. Następnie odpinamy nakładkę i lufy (wcześniej pamiętamy o zdjęciu lunety i odpięcie paska). Odkręcamy wkręt mocujący kabłąk spustowy, po czym przekręcając go w lewo około 3-4 obrotów odkręcamy od dolnej części baskili. Odkręcony kabłączek uwidoczni ukrytą pod nim śrubę, którą wykręcamy. Pozostała nam do odkręcenia jeszcze jedna śruba znajdująca się przed kabłąkiem. Najczęściej jest ona grawerowana i ma bardzo wąskie nacięcie. Należy tu użyć śrubokręta zeszlifowanego i dopasowanego idealnie do owego nacięcia. Można, jako śrubokręta użyć tu starego dłuta do drewna, ale też odpowiednio przeszlifowanego. Gdy dopasujemy śrubokręt należy wsunąć go w przecięcie, podeprzeć baskili na kawałku miękkiego drewna i kilka razy stuknąć rytmicznie w rękojeść śrubokręta, aby tym sposobem zluzować mocno naprężony gwint śruby. Następnie trzeba zamocować baskili w imadle zabezpieczając okładzinami z grubej skóry lub filcu i uchwyciwszy oburącz i bardzo mocno śrubokręt próbujemy odkręcić ostatnią śrubę. Nie wolno doprowadzić, aby śrubokręt „wyskoczył” z nacięcia w łoże śruby, bo spowoduje to jej skaleczenie i uszkodzi ją. W razie potrzeby można ponowić obstukiwanie. Zazwyczaj te śruby są najtrudniejsze do odkręcenia, ale nie koniecznie.

Chwytamy teraz baskilę tak, aby luźno spoczywała na dłoni i lekko stukamy w nią od góry drewnianym młotkiem na wysokości sworznia (osi łamania luf). Spowoduje to samoczynne rozłożenie całego zamka i odłączenie kolby.

Mycia mechanizmów wewnętrznych można dokonać np. w benzynie ekstrakcyjnej przy pomocy małego pojemnika, w którym zamoczymy podzespoły oraz pędzelka. Należy potem całość gruntownie nasmarować bardzo rzadkim olejem wazelinowym lub silikonowym, nadmiar zetrzeć czystą szmatką i można mechanizm ponownie złożyć. Jeszcze tylko oględziny czy osada nie jest pęknięta od środka, oraz czy przesuwak kula-śrut jest w położeniu „śrut” i składamy. Ustawiamy jeszcze jedynie dźwignie napinaczy kurków tak, aby przy składaniu weszły na swoje miejsce pod występy kurkowe. Podczas konserwacji nie zwalniamy kurków ani nie rozbieramy mechanizmu na drobne części, bo może to spowodować uszkodzenia (bez koniecznej tu praktyki i doświadczenia). Najpierw wsuwamy w osadę dolną część mechanizmu, a potem górną. Dźwignia przesuwaka kula-śrut najlepiej „wskakuje” na swoje miejsce przy ustawieniu przesuwaka w tyle (na „śrut”).

Skręcamy śrubami w odwrotnej kolejności i już po robocie. Drylinga nie da się rozebrać ani złożyć, jeśli kurki nie są napięte.


W użytkowaniu drylinga bardzo ważne jest, aby nie zwalniać iglic „na sucho”, czyli nie „klepać” kurkami. W ostateczności stosujemy tzw. naboje zbijaki lub po prostu łamiemy broń, naciskamy dwoma palcami na spusty i zamykamy. Dwie iglice zostają zwolnione powoli. Pozostaje zwolnić trzecią. W tym celu ponownie łamiemy lufy, ale nie do końca. Należy wyczuć moment tuż przed „zaskoczeniem” kurka na zaczep i wówczas po uprzednim przesunięciu przesuwaka (kula-śrut) ponownie wcisnąć przedni język spustowy, po czym zamknąć lufy opuszczając wszystkie kurki bez zbędnego klepania.

Trochę to zawiłe, ale po małym treningu staje się proste i łatwe i sprawi, że nasz dryling nie zużyje się prędko.


W drylingach iglice i wkrętki iglic są bardzo wrażliwe na klepanie na „sucho”. Podobnie kute sprężyny kurków nie lubią tego i mogą pękać np. na mrozie.


W nowszych modelach drylingów stosuje się mechanizmy samonapinania kurków bezpośrednio przed strzałem przez przesunięcie do przodu specjalnego przesuwaka lub też tym sposobem napina się jedynie mechanizm lufy dolnej (kulowej). Są to jedynie niuanse techniczno-konstrukcyjne i nie wpływają znacząco na ułatwienie obsługi drylinga.

Większość będących w użytkowaniu drylingów to wyroby firm niemieckich z Suhl, o bardzo dobrej jakości.


Zazwyczaj niemal wszystkie drylingi strzelają dobrze lub bardzo dobrze. Należy jedynie spojrzeć na ich sprawność pod tym względem przez pryzmat tego, co napisałem na wstępie i nie porównywać ich np. z repetierami typu Varmint.

Są jeszcze w użyciu w rękach myśliwych wspaniałe drylingi z dawnych lat, kiedy ich rozwój przeżywał prawdziwy renesans. Był to złoty okres w dziejach konstrukcji broni myśliwskiej, początek XX wieku. Zgrabne, lekkie i eleganckie trójlufki kurkowe w kalibrach kuli od 22 Hornet aż do nadzwyczaj skutecznego 11,15x65R Expres.

Lufy śrutowe wyrabiano najczęściej w kalibrze 16. W czasach tych powstały najlepsze systemy konstrukcyjne. Warto posiadać w swojej „zbrojowni” dobry dryling, jako kolejną jednostkę broni, która będzie w użyciu nie jako broń robocza, ale raczej „od święta”. Jest to bowiem broń luksusowa i dla eleganckich myśliwych o wysokim poziomie wiedzy i kultury. Pragnę tego wysokiego poziomu dla wszystkich naszych myśliwych.


Leszek Ciupis

powrót na początek strony