PORADY

Wykonanie osady do sztucera


Aby samodzielnie wykonać osadę do broni myśliwskiej, nie potrzeba gruntownej wiedzy rusznikarskiej, ani też specjalnych uprawnień.

Kolba jest tzw. „nieistotną” częścią broni (w odróżnieniu od np. lufy czy zamka) i wielu rusznikarzy nie potrafiąc jej wykonać, zleca tę czynność podwykonawcom, tzw. kolbiarzom, którzy z kolei mogą być z zawodu np. stolarzami albo zwykłymi majsterkowiczami. Niezbędne jest natomiast zacięcie, wiara we własne siły i trochę zmysłu plastycznego.

Przygotowanie materiału:

Najlepszym drewnem do wykonania osady jest orzech (włoski, francuski, kanadyjski lub kaukaski czyli turecki), inne drewna nie posiadają takiej trwałości, choć mogą zadziwiać rysunkiem słoi. Najprościej byłoby kupić gotowy balik, np. w sklepach z drewnem z całego świata. Jest kilka takich placówek w całej Polsce. Można odnaleźć ich adresy w internecie. Sprzedają one też okleiny (forniry) oraz drewno tropikalne, głównie dla meblarstwa i stolarstwa budowlanego (parkiety, schody, boazerie itp.).

Można w takich sklepach spotkać orzech, jednak o raczej niewyszukanym słoju i bez sęków. Drewno takie pochodzi z plantacji i odmian hodowanych dla celów przemysłowych. Przeciętna broń seryjna również posiada drewno z takich plantacji.

Istnieje również możliwość nabycia bala z orzecha kaukaskiego na renomowanych targach broni za cenę do 2000 ?, uważam jednak, że pierwszy raz bezpieczniej spróbować ze zwykłego orzecha włoskiego rosnącego w zapomnieniu gdzieś w zakamarkach ogrodu. My naszą kolbę postanowiliśmy wykonać z takiego właśnie rodzimego surowca.

Drzewo najlepiej wyciąć jesienią, lub zimą. Najlepszy będzie orzech o odziemku grubości co najmniej 0,5 m. Jeśli jest on bardzo stary i o cechach karłowacenia lub lekko obumierający, ze śladami próchna, nie należy się zrażać. W takich pniach można znaleźć drewno o niepowtarzalnym, przepięknym deseniu niekiedy dorównującym orzechom kaukaskim. Zwłaszcza część drewna, która bezpośrednio przylega do próchna jest zawsze najlepsza z całego pnia. Wiedzą o tym fachowcy, którzy latami sami pozyskiwali potrzebny im surowiec.

Pień przecinamy na odcinki o długości 1 m lub większe (nie większe niż 130 cm). Wycinając całe drzewo, warto przygotować sobie więcej surowca, gdyż podczas schnięcia niektóre bale mogą popękać, pokrzywić się itd. Warto też mieć większy wybór rysunku słoi. Ponadto zachęceni sukcesem w dziedzinie kolbiarstwa możemy wykonać następne osady.

Klocki o długości ok. 1 m, przed nadejściem wiosny należy pociąć wzdłuż na bale o grubości 6 cm (podczas schnięcia skurczą się do grubości 5,5 – 5,8 cm). Najlepiej dokonać tego w tartaku na pile taśmowej, poziomej lub na pile tarczowej o dużej średnicy tarczy tnącej.

Opowieści o tym jakoby najlepsze bale były z drewna łupanego klinami należy traktować jako absolutną bzdurę.

Po przywiezieniu bali z tartaku układamy je w tzw. sztaplu, czyli pryzmie z przekładkami, aby drewno schło i nie ulegało deformacji. Podczas układania, końce bali (jak mawiają: „od sztorca”) zabezpieczamy zamalowując minią, lepikiem lub zwykłym niepotrzebnym lakierem, aby opóźnić wysychanie w tych miejscach, co mogłoby spowodować pękanie drewna. Zamalowujemy też sęki na „blacie” bali.

Tak zabezpieczone bale, ułożone w sztaplu z przekładkami, dobrze przykrywamy od góry przed deszczem (papą, starą wykładziną, lub grubą folią). Miejsce suszenia nie może być ulokowane w pełnym słońcu. Najlepiej w lekkim przeciągu, lub przynajmniej w przewiewnym punkcie. Suszenie powinno trwać przynajmniej do września. Wówczas drewno należy przenieść do pomieszczeń zamkniętych z dobrą wentylacją. Wybrane bale, o ładnym, pożądanym rysunku słoi, można zabrać do domu i dosuszać w pomieszczeniach ogrzewanych przez ok. 1-2 miesiące. Nie należy suszyć bezpośrednio nad piecem czy kaloryferem, ale w pewnej bliskości. Sezonowanie polega na przetrzymywaniu drewna na powietrzu latem, a w pomieszczeniu zimą, przez kilka lat (sezonów), jednakże sezonowanie przez wiele lat to mit i najczęściej chwyt i slogan reklamowy. W dużych fabrykach broni drewno suszy się przez ok. 1 miesiąc w suszarniach z gorącą parą i od razu używa się do wytwarzania kolb.

W naszym kraju, w niektórych tartakach są suszarnie parowe, gdzie można skorzystać z takiej usługi, jednakże trzeba potem przynajmniej przez miesiąc dosuszyć drewno w domu.

Do wyrobu kolb, oprócz tzw. odziemka, czyli najgrubszej części pnia, nadają się też grube gałęzie. Pień po przecięciu ukazuje nam ciemną część środkową tzw. twardziel oraz jasną zwaną bielem. W środku twardziela przebiega rdzeń. Zdarza się, że w niektórych pniach biel prawie nie występuje, lub jest go bardzo mało tuż pod korą. Drewno twardziela jest minimalnie twardsze i dużo ciemniejsze. Wybarwia się też ładnie pod wpływem oleju lnianego i posiada piękne słoje. Drewno z biela trzeba dobarwiać ciemnym olejem lnianym.

Balik środkowy z pnia, należy wyciąć tak, aby rdzeń wypadł na linii cięcia, gdyż jest on pusty w środku i przez to czyni materiał nieprzydatnym.

Po wysuszeniu można baliki przeszlifować z jednej strony za pomocą szlifierki kątowej z tarczą z papieru ściernego do drewna. Smarujemy następnie olejem lnianym (np. wąski pasek o szerokości ok. 3 cm w poprzek bala), co pozwoli nam sprawdzić kolor i usłojenie drewna. Po takich czynnościach widać wyraźnie, w której części znajduje się drewno ciemne, a w której biel.

Następnym etapem będzie odrysowanie szablonu osady i jej wycięcie. Pamiętajmy w takim usytuowaniu szablonu względem bala, aby w miejscach gdzie wpuścimy w drewno większość mechanizmów oraz w szyjce chwytu słoje były proste, bez sęków. Uchroni to osadę od pęknięć i złamań. Można sobie śmiało pozwolić, aby na blacie kolby były umiejscowione małe sęczki i skręcenia słoi, co dodaje uroku broni.

Duże sęki i malutkie (tzw. ptasie oczka) wyglądają efektownie, lecz jeśli wypadną nam w miejscach, gdzie będziemy obrabiać drewno dłutkiem czy wiertarką, mogą przysporzyć kłopotu. Są bardzo twarde w obróbce. Mogą spowodować np. zmianę toru wiercenia a tym samym popsuć materiał.

Przy pierwszej kolbie najlepiej wybrać balik o prostym słoju. Unikniemy niepowodzeń, które mogłyby nas zniechęcić do dalszej pracy.

Wykonanie:

Pracę rozpoczynamy od wyrysowania na uprzednio przygotowanym balu orzechowym kształtu kolby. Najlepiej odrysować starą kolbę, a w przypadku, gdy chcemy wykonać osadę w innym stylu sporządzamy tekturowy szablon wg innego wzoru, który nam odpowiada.

Pamiętamy o ewentualnej korekcie długości osady. Odrysowujemy oczywiście z naddatkiem ok. 3 mm ze wszystkich stron. Ustawienie szablonu względem bala powinno być takie, aby w szyjce chwytu i łożu lufy słoje drewna były proste i przebiegały równolegle do osi osady. Uchroni to ją przed nieprzewidzianymi pęknięciami np. w czasie upadku lub wykrzywianiem się pod wpływem wilgoci.

Wycięcia obrysu osady najlepiej dokonać u profesjonalisty w zakładzie stolarskim, gdzie posiadają piłę taśmową do drewna. Ręczne wyrzynarki nie nadają się do tego celu. W ostateczności można obwiercić obrys miejsce przy miejscu ręczną wiertarką i oddzielić go za pomocą dłuta do drewna. Jest to jednak praca bardzo żmudna i długotrwała, czego nie polecam.

Po wycięciu „przygotówki” wyznaczamy na niej oś symetrii za pomocą prostej i długiej listwy, dokładnie dzieląc jej grubość na połowę. Ideałem byłoby gdybyśmy nasz balik wyrównali, przynajmniej z jednej strony przez heblowanie w warsztacie stolarskim. Zapewni nam to wszystkie kąty proste i ułatwi pracę.

Następnie ustalamy oś awantażu. Dla strzelca praworęcznego będzie to odgięcie osi kolby w prawo o jakieś 4-6 mm. Rysujemy drugą oś od noska chwytu do noska stopki z uwzględnieniem odchyłu. (Im osobnik szerszy w ramionach oraz z twarzą bardziej pełną, tym odchylenie większe. Powinno ono jednak mieścić się w podanej normie).

W miejscu, gdzie będzie znajdować się stopka kolby (z tworzywa sztucznego lub gumowy amortyzator) rysujemy oś pionową a następnie wyznaczamy obok oś awantażu z lekkim odgięciem ku dołowi (wymiar awantażu zwiększamy o 2 mm). Zapewni to lepszą składność broni. I tak, jeżeli np. wyznaczymy awantaż na grzbiecie kolby o przesunięciu osi o 5 mm, to dołem przesuniemy go o 7 mm.

Na osi pionowej awantażu ustawiamy stopkę kolby i zaznaczamy miejsca, w których nawiercimy otwory pod wkręty do jej umocowania. Najlepiej, jeśli płaszczyzna przylegania stopki jest równa, w przeciwnym razie należy ją wyrównać za pomocą pilnika (tzw. tarnika) do drewna.

W niektórych sklepach można nabyć stopki z tworzywa sztucznego do broni produkcji czeskiej. Mają one już właściwy kształt i wielkość. Natomiast gumowe amortyzatory produkcji zachodniej np. firm takich jak UNCLE MIKE czy WEGU są przeważnie ponadwymiarowe i przed umocowaniem do naszej przyszłej kolby powinny być oszlifowane na żądany wymiar. Szlifujemy je za pomocą szlifierki kątowej z tarczą z drobnym papierem ściernym umocowanej w imadle.

Nie polecam amortyzatorów gumowych produkcji czeskiej, gdyż nawet mistrzowie rusznikarstwa mają problem z ich umocowaniem Jedyna ich zaleta to cena.

Otwory pod wkręty do przykręcenia stopki nawiercamy wiertłem o średnicy mniejszej od wkręta o jakieś 1-2 mm. Jeżeli nie mamy oryginalnych wkrętów, można kupić mocne blachowkręty, np. ze stali nierdzewnej. Są one do nabycia na sztuki we wszystkich supermarketach budowlanych. Stopki gumowe przykręcamy (po dopasowaniu) na klej (np. UHU plus 300 kg epoxy).

W dalszej kolejności przechodzimy do wyznaczenia położenia lufy z komorą zamkową (wcześniej demontujemy wszystkie mechanizmy) na osi poziomej głównej. Za pomocą kątownika ze stopką bądź zwykłej ekierki ustalamy miejsce, w którym nawiercimy otwór pod tylną śrubę mocującą pudełko magazynka z komorą zamkową.

Przy wszystkich czynnościach warto mieć pod ręką starą kolbę i od czasu do czasu zerkać na nią. Generalnie wszystkie czynności należy wykonywać bardzo rozważnie, uprzednio gruntownie przemyśleć etapy pracy, aby uniknąć uszkodzenia materiału.

Następnie do górnej płaszczyzny łoża przymocowujemy ściskiem stolarskim równą listwę i za pomocą ekierki lub kątownika wyznaczamy oś pionową otworu tylnej śruby mocującej. Najlepiej posługiwać się, przy wszystkich rysunkach na drewnie dobrze zaostrzonym ołówkiem lub długopisem a miejsca, na które przenosimy rysunek roboczy uprzednio wygładzić papierem ściernym. Na kolbie prezentowanej na naszych zdjęciach użyliśmy czarnego markera, tylko dlatego, aby był lepiej widoczny dla czytelników.

Po zamocowaniu w imadełku wiertarskim nawiercamy otwór dokładnie według osi pionowej. Posługujemy się przy tym kątownikiem. Kolba musi być zamocowana bardzo solidnie. Używamy stojaka do wiertarki i wiertła o średnicy takiej jak średnica śruby.

Po nawierceniu możemy przystąpić do naniesienia na górną płaszczyznę łoża rysunku obrysu komory zamkowej i lufy za pomocą suwmiarki.

Sporządzony rysunek powinien być we wszystkich wymiarach (szerokości) mniejszy o ok. 1 mm z każdej strony. Umożliwi to bardzo dokładne wpasowanie komory zamkowej z drewnem. Odnosi się to zresztą do wszystkich części metalowych pasowanych z drewnem.

Jednym z najważniejszych etapów naszej pracy (takich „czarnych punktów” zagrażających powodzeniu pracy – jak będziemy je nazywać) jest wyznaczenie drugiego, przedniego otworu śruby mocującej. Jego odległość od pierwszego otworu (tylnego) trzeba zmierzyć bardzo dokładnie, za pomocą precyzyjnego cyrkla lub długiej suwmiarki a następnie przenieść na drewno.

Wyznaczamy oś pionową otworu oraz nanosimy na drewno zarys boczny komory zamkowej, tzw. głębokość osadzenia komory i lufy. Dobrze, jeśli stara kolba jest w stanie pozwalającym na przeniesienie wymiaru. Warto wówczas skorzystać z niej posługując się suwmiarką (wysuwką do pomiaru głębokości otworów).

Przy pomocy kątownika ustawiamy kolbę w imadle i nawiercamy przedni otwór śruby mocującej. Zazwyczaj przedni otwór jest dużo większej średnicy niż tylni (prawie we wszystkich repetierach). Jednakże stosujemy najpierw wiertło cieńsze (średnicy takiej jak otwór tylni).

Po wywierceniu otworu przystępujemy do wycięcia wgłębienia na komorę zamkową i lufę. Zaczynamy od nacinania dłutem płaskim wzdłuż linii obrysu po wewnętrznej stronie. W dalszej kolejności wycinamy warstwami zbędny materiał stosując dłuta do drewna: płaskie, półokrągłe i korytkowe o kącie 90o. Przy pracy dłutami można pomagać sobie młotkiem drewnianym.

Podczas pracy bezustannie sprawdzamy głębokość wcięcia, aby nie zaniżyć ustalonego wymiaru. Przy pracach tego typu pośpiech jest absolutnie niewskazany. Zbliżając się do „dna” wcięcia odkładamy młotek i wycinamy ręcznie, stopniowo wykańczając jego ściany i dno. Kanty wyrównujemy dłutkiem korytkowym 90o.

Na spodniej stronie komory zamkowej, w miejscu gdzie umiejscowiony jest otwór przedniej śruby mocującej, znajduje się występ. Jest to jakby stalowy próg. Miejsce to należy bardzo starannie wpasować w drewno osady. Jest to tzw. próg oporowy. Na nim kumuluje się cały odrzut lufy oraz komory zamkowej względem osady. Bardzo często w sztucerach o dużym, mocnym kalibrze w miejscu tym instaluje się tzw. sworzeń oporowy. W niektórych repetierach zamiast owego występu stosuje się płytę oporową (np. Krico) lub występy boczne (Mannlicher).

Teraz przykładamy lufę z komorą zamkową do osady i sprawdzamy ustawienie w osi, tzn. zwracamy uwagę na tylny otwór, czy pokrywa się z wywierconym w osadzie, oraz czy koniec lufy leży na środku wcięcia na końcu łoża. Nie jest dobrze, jeśli „żelazo wpadnie w drewno” przy pierwszej przymiarce, będzie wówczas osadzone za luźno. Jednakże jeśli pracowaliśmy uważnie i dokładnie tak się nie powinno stać i można teraz przy pomocy ołówka odrysować obrys komory z lufą, wstępnie osadzonymi. Poszerzamy delikatnie wcięcie ostrym dłutkiem, powoli zbliżając się do wyznaczonej linii.

Kolejnym etapem jest dokładne pasowanie komory z lufą do osady. W tym celu trzeba posłużyć się specjalnym czernidłem zwanym tuszem. Jest to gęsta pasta, którą sporządzimy z sadzy angielskiej stosowanej do malowania obrazów (jako pigment do farb). Można ją nabyć w sklepie dla artystów plastyków lub wyjąć z komina np. w kotłowni. Sadzę mieszamy na gorąco z olejem, np. przekładniowym (gęstym), aż do uzyskania konsystencji pasty do zębów.

Takie czernidło przyda nam się do wielu innych prac w podręcznym warsztacie, przez wiele lat.

Komorę zamkową oraz lufę od strony spodniej oraz z boków smarujemy czernidłem przy pomocy twardego pędzla (nanosimy cieniutką warstwę), po czym wkładamy we wcięcie w osadzie i delikatnie wbijamy gumowym młotkiem.

Można posłużyć się też młotkiem drewnianym. W żadnym wypadku metalowym. Młotek gumowy nie uszkodzi oksydy ani grawerunku.

Po wyjęciu komory z osady, na jej ścianach od środka, tusz zaczerni miejsca bezpośredniego przylegania metalu do drewna. Przy pomocy półokrągłego, bardzo ostrego dłuta, delikatnie „zbieramy” powstałe plamy wraz z cienką warstwą zgrubienia w danym miejscu. Czynność powtarzamy wielokrotnie, za każdym razem smarując części metalowe na nowo i likwidując plamy.

Za każdym razem wbijamy delikatnie komorę i lufę w osadę, uderzając równomiernie na całej długości. Lufa może „wchodzić” luźniej w łoże, gdyż wskazany jest minimalny luz pomiędzy nią a łożem. Komora powinna „siedzieć na ciasno”. Jej właściwe sprasowanie będzie dowodem naszego kunsztu i powodem do dumy. Czynność pasowania przez „klepanie na tusz” można powtarzać nawet kilkadziesiąt razy, aż komora „siądzie” na dnie wcięcia.

Pamiętajmy o pasowaniu „na ciasno” progu oporowego.

Przystępujemy teraz do wyrównania powierzchni „podłogi wpustu” na tusz i za pomocą płaskiego dłuta.

Wszystkie dłuta powinny być bardzo ostre. Należy je ostrzyć na szlifierce (ostrzałce) na miękkim kamieniu (tarczy szlifierskiej) następnie na osełkach „na mokro” i na końcu wskazane byłoby polerowanie ostrza tarczą filcową z pastą polerską zieloną (z tlenkiem chromu). Uzyskamy wtedy ostrość brzytwy i dużą precyzję podczas pracy. Pamiętajmy o ostrożności przy posługiwaniu się dłutem.

Kolejną czynnością będzie wywiercenie przedniego otworu grubym wiertłem (odpowiadającym średnicy tulei dolnej listwy pudełka nabojowego), w imadle wiertarskim. Teraz można wytyczyć dolną (spodnią) oś symetrii osady.

Linię prowadzimy przez środki obu otworów, aż do piętki chwytu. Dalej pamiętajmy o osi awantażu. Ponieważ stopka jest już umocowana, łączymy tylko środek piętki chwytu ze środkiem piętki stopki.

Zaznaczamy środek otworu do przykręcenia zakończenia piętki chwytu, po czym przykręcamy go wkrętem po uprzednim nawierceniu. Takie zakończenie chwytu można kupić w niektórych sklepach, można też wykonać je samemu z bakelitu, PCV w kolorze czarnym (np. z grubych rur kanalizacyjnych) z rogu, kości, bądź z drewna tropikalnego np. hebanu.

Jeśli nie mamy możliwości kupna małego kawałka hebanu czy palisandru, wystarczy kupić małą figurkę, na przykład pamiątkę z Afryki w sklepie z upominkami egzotycznymi, a następnie przerobić ją na potrzebne elementy.

Można teraz przystąpić do przenoszenia rysunku obrysu pudełka nabojowego na spodnią część łoża. Tak jak w przypadku komory zamkowej skrupulatnie odmierzamy wszystkie wymiary za pomocą suwmiarki.

Za pomocą wiertarki stołowej obwiercamy miejsce wpuszczenia w osadę pudełka nabojowego. Wiercimy na wylot wiertłem o średnicy około 5 mm, po wewnętrznej stronie linii obrysu kształtu pudełka. Obwiercamy bardzo starannie, miejsce przy miejscu tak, aby otwory prawie nachodziły na siebie. Umożliwi to nam w dalszej kolejności łatwe wycięcie dłutem zbędnego środka wycięcia.

Po wydłutowaniu wpustu magazynka wycinamy kanały na listwę przednią śruby mocującej, na listwę spustu i kabłąka oraz śruby tylnej. Uprzednio wyrysowujemy oczywiście głębokość osadzenia tych części na płaszczyźnie bocznej naszej osady.

Po wstępnym przygotowaniu wpustu pudełko smarujemy czernidłem i próbujemy delikatnie wciskać. Niedobrze, jeśli uda się je usytuować na swoim miejscu za pierwszym razem, Powinno bowiem być bardzo dokładnie wpasowane. Dlatego powtarzamy czynność dłutowania „plam” wiele razy.

Aby dopasować otwór pod samą puszkę pudełka magazynka można posłużyć się pilnikiem do drewna tzw. „tarnikiem” o profilu półokrągło – płaskim.

Kiedy pudełko „wchodzi” już dość głęboko w drewno, można pomóc sobie przez lekkie wbijanie go przy pomocy młotka i drewnianego kołeczka. Również wybijanie, w przeciwną stronę, przeprowadzamy tym samym sposobem.

Po właściwym osadzeniu magazynka sprawdzamy od strony komory zamkowej czy „siedzi” on na właściwej głębokości. Pomiaru dokonujemy za pomocą wysuwki suwmiarki i przenosimy wymiar na rysunek z boku osady. Ponownie pogłębiamy wpust pudełka z listwami aż do osiągnięcia żądanego usytuowania go.

Przymierzamy teraz lufę z komorą i pudełko nabojowe sprawdzając czy otwory śrub mocujących w drewnie idealnie pokrywają się z tymi w częściach metalowych. Jest to drugi „czarny punkt”. Jeśli uda się nam wprowadzić w otwory śruby i skręcić oba elementy to doskonale, jeśli nie, należy otwory w drewnie lekko „naciągnąć” tzn. rozpiłować za pomocą okrągłego pilnika (najlepszy będzie pilnik do ostrzenia pił łańcuchowych) i próbować aż do skutku. Rozbieżności otworów (oczywiście w granicach normy) zdarzają się nawet wielkim mistrzom i nie ma co się nimi zrażać.

Kiedy lufa z komorą oraz pudełko magazynka zostały właściwie osadzone i skręcone śrubami możemy przyjąć, że to półmetek pracy. Szkicujemy teraz na górnej jak i dolnej płaszczyźnie osady linie profilu kolby widzianej z góry. Bardzo pomocna będzie nam stara osada. Najlepiej „żywcem” przenieść z niej wymiary za pomocą suwmiarki, ale też można dokonać pewnych korekt np. zmienić kształt baki (policzka) lekko pogrubić łoże lub chwyt itd.

We wszystkich wytwórniach broni jak i większych rusznikarniach, osady są wytwarzane w odwrotnej kolejności tzn. najpierw frezarko-kopiarki obrabiają kształt osady a potem wycina się w nich wszystkie otwory i kanały. Nikt nie robi tego ręcznie. Opowieści o selekcjonowaniu drewna do broni wyższej klasy to czysta fikcja i slogan reklamowy.

Osady wytwarza się z surowca (orzechowego drewna) „jak leci” a dopiero potem gotowe osady dzieli się na lepsze i gorsze. Widać to wyraźnie na prostym przykładzie, kiedy w eleganckiej dubeltówce drewno kolby jest inne niż drewno nakładki (czółenka).

Każdy dobry mistrz kolbiarski potrafi wykonać osadę ręcznie przy pomocy dłuta i ośnika. My naszą osadę poddamy teraz szlifowaniu szlifierką kątową z tarczą ścierną fibrową, bądź tzw. listkową o grubości 60 lub 80.

Dokładnie oszlifowujemy boczne płaszczyzny osady omijając jedynie zarys policzka. Obrobimy go w następnych etapach wykańczania osady.

Ponieważ wcześniej przymocowaliśmy stopkę oraz piętkę chwytu śmiało możemy zbliżyć się do nich tarczą szlifierki pamiętając jednak o naddatku na „ostatni szlif” pilnikiem i papierem ściernym. Jeżeli nie dysponujemy szlifierką kątową, można naturalnie posłużyć się dłutem czy ośnikiem. Są to bardzo szlachetne metody, ale żmudne i kłopotliwe. Poza tym podstawowy zestaw elektronarzędzi można nabyć w odpowiednich sklepach za niecałe 100 zł.

Sprawdzamy teraz (jak na miniphotos/Fotografii) nadmiar materiału ponad linią obrysu w płaszczyźnie pionowej i wyznaczamy jak uprzednio linię profilu bocznego.

Pamiętajmy, że bardzo wskazane jest, aby zarówno lufa z komorą jak i pudełko magazynka były osadzone po oszlifowaniu, nieco głębiej o jakieś 1-2 mm, pozwoli to nam na „skasowanie” ewentualnie powstałych luzów w pasowaniu z osadą.

Po rozmontowaniu części metalowych szlifujemy profil boczny osady. Jest to jednocześnie operacja, podczas której surowy klocek staje się kolbą sztucera i mocując go w imadle stosujemy już przygotowane wcześniej osłony na metalowe szczęki, aby nie odgniatać ich na drewnie.

Do tej pory nie miało to znaczenia. Osłony najlepiej wykonać z grubej sklejki oklejonej grubym i twardym filcem lub kilkoma warstwami skóry. Są one niezbędne przy wszelkich pracach przy broni myśliwskiej. Dobrze, jeśli do sklejki przymocowane są kawałki kątownika lub gumki czy paski, aby nie wypadały nam z imadła za każdym razem.

Rysujemy teraz osie na płaszczyznach osady, będące jednocześnie wierzchołkami profilu poprzecznego osady.

Podczas zaokrąglania kantów będziemy uważać, aby ich nie naruszyć, co uchroni nas przed „zgubieniem” właściwego kształtu.

Jak zwykle, stara osada może okazać się tu niezwykle przydatna, jak i wnikliwe oglądanie różnych innych kolb np. w sklepie myśliwskim. Zawsze w takich sytuacjach można zauważyć coś ciekawego, co potem zaowocuje twórczo na korzyść naszej stylistyki rusznikarskiej.

Mistrzowie rzemiosła rusznikarskiego ze znanych miast tj. Liege, Saint Etienne, Herstal czy Ferlach rozpoznają wzajemnie prace swoje jak i swoich uczniów. Doskonałe osady wykonane ręcznie, na pozór jednakowe noszą w sobie niczym linie papilarne, indywidualne cechy tzw. „maniery” określonego mistrza i stylisty, swoiste tchnienia geniuszu. Na próżno szukać ich w osadach fabrycznych, czy też wykonywanych w pośpiechu przez pseudo fachowca, częstokroć topornych, za grubych, bez „wyciągnięcia” rysunku słoi, a na dodatek nabywanych za szalone pieniądze. Jest to jeden z wielu powodów, dla którego warto próbować samodzielnie sił w tej pięknej, szlachetnej sztuce.

Nadawanie osadzie kształtów owalnych rozpoczynamy od oszlifowania kantów „przygotówki”. Wykonujemy to za pomocą szlifierki kątowej i tarczy fibrowej z grubym papierem ściernym. Części metalowych nie demontujemy, gdyż pomagają nam one podczas obróbki „wyciągnąć” z surowego klocka pożądany kształt osady. Pracujemy bardzo precyzyjnie, uważając, aby nie skaleczyć oksydy bądź grawerunku.

Co jakiś czas sprawdzamy czy płaszczyzny szlifowane nie są wklęsłe bądź beczkowato wypukłe. Posługujemy się przy tym prostą linią lub listwą. Podczas pracy, mamy pod ręką starą kolbę, czy też jakąś inną, na której się wzorujemy, może to być nawet książka lub prospekt. Ułatwi to prace, zanim nie nabierzemy dużej wprawy.

Miejsca takie jak chwyt kolby czy policzek należy obrabiać ostrym dłutem półokrągłym. Uprzednio trzeba sprawdzić, jak układają się słoje drewna, lekko strugając dłutem. Jeżeli wiór nie struga się łatwo, ale ostrze zagłębia się, a wiór poddziera, należy zmienić kierunek pracy ostrza na przeciwny. Po kilku próbach na pewno pójdzie coraz lepiej. Pośpiech nie jest absolutnie wskazany.

Za pomocą płaskiego dłuta bardzo ostrożnie zbieramy nadmiar materiału przy pudełku nabojowym. Można pomóc sobie młoteczkiem drewnianym, postukując w dłuto. Ścinamy bardzo dokładnie tak, aby nie zarysować metalu i pozostawiamy około 1,5 mm nadmiaru drewna, na obróbkę papierem ściernym.

Przy pierwszych kolbach nawet przyszli wirtuozi tego fachu nie unikną szczelin w pasowaniu metalu z drewnem. Tak więc i w tym przypadku, jeśli okaże się, że pudełko i jego listwy na styku z drewnem mają szczeliny, należy miejsca te namoczyć olejem lnianym z benzyną ekstrakcyjną w proporcji 1:1 za pomocą malutkiego pędzelka. Następnie małym młoteczkiem z kulką na końcu (do nabycia w sklepie dla artystów plastyków), obklepujemy brzegi (krawędzie) tuż przy szczelinie. Drewno orzechowe pod wpływem oleju staje się miękkie i elastyczne a poprzez delikatne obstukiwanie kulką młotka powodujemy jego spęczenie w danym miejscu i zaciśnięcie szczeliny.

Sposobem tym „kasujemy” tylko maleńkie ubytki. Jeśli wyszły nam „duże” szpary (1 mm) można spróbować wkleić mały kawałeczek drewienka (oczywiście z tego samego klocka co osada) po uprzednim dopasowaniu go. Stosujemy klej UHU plus 300 kg epoxy.

Sprawdzamy też osadzenie komory zamkowej i jeśli występują szczelinki, stosujemy te same czynności. Warto zawsze osadzać komorę jak i inne elementy w drewnie nieco głębiej. Mamy wówczas duże pole do popisu, choćby przy likwidowaniu luzów. Po „klepaniu” lub wklejaniu skrawków drewna w szczeliny, zbieramy dłutem nadmiar materiału, ale nie do samego metalu. Jeśli chodzi o pasowanie lufy, to jest to moment, w którym warto ją „wyluzować” w łożu. Powinna ona na całej długości posiadać luz, co najmniej 1 mm. Sprawdzamy go za pomocą kartki papieru, która powinna swobodnie przechodzić między lufą a łożem. Unikamy tym sposobem prężenia drewna na lufę, a przez to przykrych niespodzianek podczas strzelania.

Można teraz przystąpić do kolejnej fazy obróbki tzn. do opiłowania osady przy pomocy pilnika „tarnika”. Poprzednia część prac to jakby konieczny obowiązek, teraz zaczynamy etap wykańczania, który zaliczamy do przyjemności. Tworzymy tu własną stylistykę i swoiste piękno. Przy piłowaniu chwytu warto uchwycić go dłonią, nawet wiele razy sprawdzając czy dobrze „leży” w ręce i poprawiając pilnikiem aż do momentu, kiedy chwyt dłonią sprawi nam właściwą przyjemność.

Każdy strzelec ma inną dłoń i inny sposób trzymania broni. Warto więc nacieszyć się tu inwencją twórczą.

Po opiłowaniu, grubym pilnikiem można osadę wygładzić przez struganie kawałkami potłuczonej szyby okiennej. Kanty kawałków szkła są bardzo ostre (choć nie wszystkie) i przesuwając nimi po powierzchni drewna uzyskamy efekt ścinania bardzo cieniutkiego wióra.

Można zastosować też specjalne skrobaki do ręcznego cyklinowania parkietów tzw. „cykliny”.

Po cyklinowaniu gładzimy osadę drobnym papierem ściernym przyklejonym do prostej deseczki (płaszczyzny), uchroni to nas przed wyszlifowaniem dołków, które byłyby widoczne, kiedy osada nabierze połysku.

Miejsca o kształtach owalnych szlifujemy ręcznie samym papierem ściernym. Najlepszy jest do tego celu dobry papier tzw. wodny. Zaczynamy od grubości ok. 300, a potem kolejno 350, 400, 600. Stopkę kolby i zakończenie piętki chwytu zeszlifowujemy delikatnie razem z drewnem.

Bardzo ważne jest, aby nie zaokrąglić kantów przy policzku, czy nosku grzbietu kolby. Osada wygląda wówczas jakby była z kawałka lodu i zaczynała topnieć, tracąc ostre kontury.

Po wygładzeniu pasujemy wcięcie rączki zamka, na tusz, używając najpierw dłutka półokrągłego a potem papieru ściernego. Zamek powinien się dobrze zamykać. Wskazany jest nawet niewielki luz rączki zamkowej, jak w przypadku lufy. Zbyt ciasno wpasowana rączka, przy strzale może spowodować wyłupanie kawałka osady, gdyż posiada konieczny luz wzdłużny.

Tak przygotowaną kolbę poddajemy tzw. wodowaniu, czyli smarowaniu wodą za pomocą pędzla bądź gąbki. Woda uwidacznia słoje drewna. W naszym przypadku (na zdjęciu) orzech prawie nie posiada ciemnej barwy słoi z wyjątkiem małego fragmentu na blacie kolby.

Następnie osuszamy dokładnie suszarką do włosów. Po wodowaniu na powierzchni drewna wyszły szorstkie nierówności, które ponownie zeszlifowujemy drobnym papierem ściernym, po czym wodowanie powtarzamy jeszcze dwa razy. Dzięki temu drewno pozostanie zawsze idealnie gładkie, nawet gdyby osada zamokła na deszczu. Wodowaniu poddajemy tylko część „zewnętrzną” osady. Miejsc gdzie osadzone zostały części metalowe nie wodujemy.

Etapem prac dającym dużo satysfakcji jest nacinanie kratki chwytu, która nadaje osadzie ostateczny smak i jest wyrazem kunsztu artysty, który ją wykonał.

Najlepiej będzie wykonać kilka kratkowań na kawałkach gładkich deseczek orzechowych, aby poznać metodę pracy czy opracować własny styl i nie popsuć prawie gotowej kolby.

Rozpoczynamy od wyrysowania kształtu pola kratki ołówkiem przy pomocy linijki (warto dokładnie oglądać kratkowania kolb na gotowej broni oraz na miniphotos/Fotografiach w literaturze fachowej).

Zaczynamy od wycięcia obrysu malutkim dłutkiem korytkowym o profilu w kształcie litery „V”.

Istnieją dziesiątki sposobów moletowania broni. Służy to nie tylko jej upiększeniu, ale względom praktycznym. Kolba lepiej „siedzi” w uchwycie dłoni, nie ślizga się. W szczeliny kratki dochodzi powietrze, co zapobiega poceniu się rąk przy długim jej trzymaniu w gotowości do strzału.

Następnie za pomocą podwójnego rylca nacinamy tzw. ramkę kratki. Rylec prowadzimy jednym zębem w uprzednio wykonanym rowku, natomiast drugi rowek stopniowo wygniatamy równolegle tuż obok po wewnętrznej stronie obrysu. Na ostrych rogach obrysu nie docinamy linii do końca, aby wykonane później linie kratkowania wewnątrz nie przecinały się z liniami ramki.

Ostre rogi wewnętrzne ramki docinamy równo z naciętymi liniami będącymi bazami do kratkowania wewnętrznego obrysu w dwóch kierunkach jak na miniphotos/Fotografii.

Przykładamy teraz rylec wieloząbkowy do naciętego rowka (linii bazowej) i prowadząc w nim jeden skrajny ząbek nacinamy delikatnie kilka linii równoległych naraz.

Rylec powinien być przechylony lekko w stronę rowka prowadzącego, aby nie zbaczał z ustalonego kierunku. Kolejno przestawiamy go o jedną linię w bok i nacinamy przesuwając tam i z powrotem wykonując ruchy jakbyśmy piłowali kratkę pilnikiem, co po części jest prawdą.

Po nacięciu kilku linii zmieniamy kierunek nacinania zgodnie z drugą linią bazową i ponawiamy czynność. Najbardziej efektowne kratkowania to takie o rozstawie nacięć 1,25 mm spotykane na broni np. niemieckiej. Na broni rosyjskiej stosuje się kratkowanie zazwyczaj grubsze tzn. 1,5 mm.

Rylce do kratkowania są bardzo drogie. Można wykonać je samemu przerabiając w tym celu narzędzie stosowane w technikach plastycznych tzn. w grafice. Jest to tzw. chwiejak. Posiada on szereg równoległych nacięć o szerokościach i profilu takim jak kratkowania chwytów broni myśliwskiej.

Chwiejak można kupić w sklepach z artykułami zaopatrzenia plastyków. Występują one w trzech szerokościach nacięć: 0,8, 1,25 i 1,5 mm. Kupiony chwiejak przecinamy na wąskie paski (rylec do ramki – 2 bruzdy, rylec do kratki 5-6 bruzd) za pomocą tarczy do cięcia metalu i szlifierki kątowej, po czym obsadzamy np. w uchwycie do pilnika. Zmieniamy kąt ostrzenia rylca na odwrotny (ujemny) tak, aby podczas pracy miał on tendencję do wyskakiwania ponad nacinany rowek. Dzięki temu możemy wykonać kratkę nawet na drewnie z sękami, gdyż jest ona częściowo bardziej wypiłowana i wygnieciona niż nacięta. Gdyby nasze rylce posiadały kąt dodatni (ostry) jak dłuto, wówczas wpijałyby się w drewno w sposób niekontrolowany.

Po namoletowaniu chwytu w dwie strony poprawiamy jeszcze niektóre miejsca tak, aby powstałe małe „piramidki” między rowkami były bardzo ostre. Miejsca, do których nie można dotrzeć rylcem „docinamy” dłutkiem o profilu „V”. Na koniec jeszcze raz poprawiamy ramkę rylcem podwójnym, leciutko ją zaniżając, a jednocześnie likwidując ślady skaleczeń powstałych po rylcu wieloząbkowym. Można jeszcze przeczyścić ją starą szczoteczką do zębów.

Kratkujemy też część chwytu na łożu lufy. Należy zwrócić uwagę, aby kratkowania były jednakowe z obu stron osady.

Wszędzie na świecie kratki na kolbach wykonuje się ręcznie. Nawet w wielkich fabrykach są działy, gdzie wyspecjalizowani pracownicy zajmują się wyłącznie tą czynnością, są to przeważnie kobiety. Dobrze wyszkolone potrafią „pokratkować” perfekcyjnie kilkanaście sztuk broni dziennie.

Kratki wykonywane maszynowo rozpoznamy od razu w najtańszej i tandetnej broni najgorszego gatunku.

Umiejętność „kratkowania” będzie nam bardzo potrzebna przy odnawianiu broni, dlatego warto ją posiąść.

Pomoletowaną osadę smarujemy teraz olejem lnianym artystycznym i jest to najciekawszy moment naszej pracy.

Nagrodą za poniesiony trud będzie, jeśli zaczną uwidaczniać się pod wpływem oleju przepiękne słoje drewna, wówczas pozwalamy drewnu „napić” się do woli, nasycając olejem miejsca, które najbardziej „piją”. Drewno pije (nawet kilka dni) i ciemnieje, ukazując walory piękna niepowtarzalnych deseni.

My do prezentacji wybraliśmy klocek praktycznie białego orzecha i prawie bez słoi. W takim przypadku należy po lekkim naolejeniu drewna nasmarować go najlepszym środkiem, jaki istnieje, tzn. mieszaniną oleju lnianego i „Bitexu” do konserwacji samochodów w stosunku 1:2, zmieszaną na gorąco (na kuchence) w starej puszce. Smarujemy jeszcze ciepłym „szaftolem” przy pomocy pędzla.

Bitex jak i inne preparaty tego typu, łącznie ze smołą (smoła posiada bardzo nieprzyjemny zapach), nie są wcale czarne ale ciemnobrązowe. Oryginalne firmowe preparaty tego typu nie są niczym innym jak tylko podobną mieszaniną. Zawierają jeszcze olejki terpentynowe lub substancje zapachowe, potęgujące wrażenie komfortu ich stosowania. Używanie bejcy do drewna czy bejcolaków jest niedopuszczalne do drewna orzechowego.

Nasza kolba (na zdjęciu) nie „pije” jak potrzeba, dlaczego nasz „firmowy szaftol” poddajemy nagrzewaniu palnikiem gazowym, opalarką do drewna lub mocną suszarką do włosów. Szaftol pod płomieniem palnika wrze, rozrzedza się, a pory drewna rozszerzają się i zostaje on wchłonięty do wnętrza struktury drewna, zabarwiając je. Palnik należy przesuwać szybko i z wyczuciem, aby nie przypalić drewna, zwłaszcza na ostrych kantach. Czynność można powtórzyć wiele razy i w określonych miejscach.

Osada już wybarwiona, nie ustępuje w niczym wykonanej z najlepszego orzecha. Jeżeli mamy zamiar pozostawić osadę surową i matową trzeba ją jeszcze zabezpieczyć utwardzając wchłonięty olej. W tym celu smarujemy osadę preparatem zwanym sykatywą. Jest to związek chemiczny, który powoduje, że olej lniany, a z nim nasz szaftol, twardnieje i nadaje osadzie wodoodporność. Smarujemy drewno cieniutką warstwą sykatywy przez kilka dni z rzędu i polerujemy twardą lnianą szmatką, wcierając ją w drewno. Wskazane jest też polerowanie drewna dłońmi. Jeśli podczas tych prac kratka nam się lekko „zapchała”, można delikatnie poprawić ją rylcem.

Aby kolbę zabezpieczyć na długie lata, najlepiej nałożyć na nią politurę spirytusową. Kolby jasne można przyciemnić politurą ciemną a na ciemne stosować bezbarwną. Sykatywę jak i szelak (po rozpuszczeniu w denaturacie uzyskamy politurę) kupimy w sklepach dla artystów plastyków.

Politurę (1 paczuszka szelaku na 0,5 litra denaturatu) nakładamy smarując miękką szmatką (najlepiej z aksamitu lub flaneli) miejsce przy miejscu, pewnymi, długimi ruchami ręki. Czynność powtarzamy (co 15-25 minut) wiele razy, w przerwach susząc osadę w miejscu przewiewnym, ale nie za ciepłym. Po nałożeniu kilkudziesięciu warstw rzadkiej politury smarujemy ją olejem lnianym i szlifujemy delikatnie niewielkim kawałkiem papieru wodnego o grubości 800. Bardzo uważamy, aby nie zetrzeć jej na kantach np. policzka. Kratkę politurujemy tylko kilka razy (4-5) a następnie omijamy ją aby nie uległa „zapchaniu”.

Po przeszlifowaniu osady politurujemy ponownie powtarzając cały cykl aż do osiągnięcia zadowalającego efektu.

Politura nadaje kolbie specyficzny, subtelny połysk, zabezpiecza przed wilgocią. Zawsze można ją poprawić czy odnowić. Wśród mistrzów rusznikarskich znani są wybitni fachowcy od nakładania politury, których prace są rozpoznawalne wśród znawców.

Również nasze wysiłki na pewno zaowocują wspaniałymi efektami i będą powodem do dumy.

Nasza osada jest już gotowa. Przed ostatecznym zmontowaniem broni należy części metalowe i mechanizmy umyć dokładnie w benzynie ekstrakcyjnej i nasmarować. Wskazane jest, aby co jakiś czas, podczas czyszczenia osadę przesmarować olejem, tym samym, którego używamy do broni.

Samodzielne prace przy własnej broni uczą jej poszanowania i właściwej dbałości o nią. Myśliwi tacy są przykładem dla innych kolegów i propagatorami idei szerzenia kultury technicznej.

Poznane metody pracy przydadzą się przy wielu pracach domowych oraz w warsztacie każdego majsterkowicza.


Leszek Ciupis

(Artykuł ten - w okrojonej wersji - ukazał się w wydaniu specjalnym "Braci Łowieckiej" )

powrót na początek strony