PORADY

Osada wyższej klasy dla każdego


Już bardzo dawno podzielono drewno orzechowe na klasy nie tylko pod względem jakości jako czysty surowiec do celów rusznikarskich, ale także pod względem piękna.

Obecnie rozróżnia się dziesięć klas drewna orzecha kaukaskiego, przy czym klasa pierwsza oznacza surowiec o najmniej efektownym (wizualnie) rysunku usłojenia, zaś klasa dziesiąta najbardziej wyszukany deseń. Klocki klas najwyższych osiągają też zawrotne ceny. Płaci się prawdę powiedziawszy jedynie za wygląd, czyli coś co kształtuje moda, a nie aspekty praktyczne.

Najczęściej surowiec niższych klas, lecz o prostym, ciągłym słoju wytrzyma dużo, dużo więcej niż ten o przerostach, sękach, sęczkach, „ptasich oczkach”, „żyłach”, itd.

Widziałem bardzo dużo osad, które pękły tylko dlatego, że wykonano je z materiału o bardzo zawiłych słojach z dużą ilością oczek, piramidek itp.

Łatwo wyobrazić sobie choćby styl do szpadla czy młotka, który zrobiono z drewna o usłojeniu typu „piramida” czy „drabina Mahometa” albo „ogon pawia” itd. Długo nie wytrzyma, pęknie przy pierwszym większym naprężeniu. Z kolei ten sam styl czy trzonek narzędzia, wystrugany z „bladego” kawałka drewna, czyli z tzw. „bieli”, którego nikt nie chciał ze względu na brak usłojenia, wytrzyma długie lata ciężkiej pracy.

Osady wykonane z drewna klasy ok. „dziesięć” mają też tendencje do „paczenia” się i krzywienia jako, że wchłaniają wilgoć różnymi miejscami w sposób mało przewidywalny. Nawet wiele lat sezonowania nic tu nie daje.

Starzy rusznikarze wiedzą, że najlepszym surowcem do wykonania trzonka do młotka jest zwykły włoski orzech o prostym słoju, nie zaś kaukaski klasy dziesięć.

Nie chcę nikogo zniechęcać czy odwodzić od nabywania takiego surowca. Chcę jedynie przestrzec, iż drewno pojawiające się na naszym rynku (podobnie jak broń z importu) to bubel pierwszego gatunku. Najlepsze kawałki wędrują do rusznikarni o sporych tradycjach na zachodzie Europy. Nasi nabywcy najmniej się na tym znają, dlatego sprowadzają surowiec odpadowy i najtańszy, którego żaden prawdziwy znawca nie kupi.

Dochodzimy do logicznego wniosku, że kupującym najbardziej podoba się drewno o ciemnych, czarnych pręgach, smugach czy przerostach, sęczkach, itd. Po latach doświadczeń opracowaliśmy bardzo praktyczną metodę „poprawiania” natury i upiększania rysunku słoi.

Można tym sposobem osadę wykonaną z najzwyklejszego drewna dobarwić tak, by wyglądała na wysokiej klasy. Można nawet osiągnąć tzw. „górną półkę”. Dobrze dobarwionego drewna nikt nie rozpozna, nawet wielcy „pseudoznawcy”. Wiem o tym, gdyż stosujemy ją od wielu lat z dużym powodzeniem. Chciałbym, by metoda była też znana naszym drogim czytelnikom i żeby Ci wszyscy z żyłką do majsterkowania, których nie stać na „kaukaza” kl. X, sami poprawili swoją osadę nie wydając pieniędzy na odpady z zagranicy.

Metoda pracy

Osada powinna być oczyszczona z warstwy politury, lakieru, impregnatu itd., aż do surowego drewna. Musi też być idealnie odtłuszczona i „zwodowana”, a następnie idealnie wygładzona. O sposobach przeprowadzenia tych zabiegów pisałem już na łamach naszego pisma.


Kolejną czynnością jest przygotowanie sobie szkicu rysunku usłojenia, które chcemy osiągnąć na osadzie, przy pomocy ołówka. Następnie nanosimy na nasz szkic cieniutkie pasemka specjalnego barwnika przy pomocy pędzelka w kształcie cienkiej igiełki. Kolejnym etapem jest podgrzewanie barwnika do temperatury wrzenia, tak by wniknął on głęboko w drewno.


Fot. 1: Malowanie usłojenia.

Zabieg przeprowadzamy najpierw na jednej stronie osady, potem na drugiej i na grzebiecie oraz od spodu. Zdarza się, że barwnik nie chce wcale wnikać, to znowu drewno „pije” go tak bardzo, że znika on z powierzchni.


Fot. 2: Malowanie usłojenia.

Należy wówczas ponawiać czynność. Po solidnym podgrzaniu ścieramy nadmiar barwnika szmatką zwilżoną w oleju lnianym lekko rozcierając go w miejscach niedobarwionych. Daje to doskonały efekt stonowania i „rozmazania” barwy czarnego słoja czy sęka.

Najlepiej jeżeli linie usłojenia malujemy na już istniejących słojach, które choć są bezbarwne to jednak wiadome. Daje to wspaniały efekt naturalności. Oczywiście najlepiej dobarwiać drewno osady świeżo wykonanej ale i na starych kolbach efekty są zaskakujące.

Metoda ta jest najprostsza. Nieco inna, która daje efekty dużo lepsze to taka z zastosowaniem komory próżniowej. Osadę umieszcza się w komorze, z której wypompowuje się powietrze. Następnie po wyjęciu jej malujemy rysunek słoi i powtórnie umieszczamy w komorze i tak kilka razy. Drewno całą powierzchnią „pije” barwnik i ciemnieje. Można też bardzo oporne osady podgrzewać w tej komorze.


Fot. 3: Wtapianie "usłojenia".

Jeszcze inny sposób bez użycia barwnika to „rysowanie” słoi przy pomocy szablonu z blachy oraz palnika acetylenowego o bardzo cienkiej dyszy i płomieniu igiełkowym. Rysunek deseniu zostaje wypalony i utrwalony głęboko i praktycznie na zawsze.

Sposób ten należy stosować jedynie po wielu próbach i ćwiczeniach na różnych surowcach. Ma on tą zaletę, że można dobarwić osadę zaolejoną i zalakierowaną, którą ciężko byłoby oczyścić. Problemem może być też wykonanie szablonów ptasich oczek i piramid, gdyż potrzeba ich dość sporo. Praktycznie każdy powinien być inny.

Sporządzenie dobrego barwnika też jest dosyć pracochłonne. Można sporządzić go np. ze świeżych łupin orzecha włoskiego, z których wyciskamy sok w sokowirówce, a następnie zagęszczamy przez odparowanie z niego stopniowo wody w naczyniu o dużej powierzchni. Powstaje w efekcie smoła orzechowa o doskonałych walorach.

Można stosować też „smołę” z herbaty lub świeżych szyszek olchowych. Ta ostatnia nadaje się też do dobarwiania poroży pod warunkiem rozrobienia jej ze stanu bardzo gęstego spirytusem.

Barwniki inne jak bejce, farby, itd., nie nadają się do naszych prac. Po nabyciu wprawy można wykonywać rysunki słoi najwyższej klasy. Zdarza się, że taka praca musi być prowadzona etapami i trwa nieraz wiele godzin, za to efekty są porażające.


Fot. 4: Kolba czeskiej kniejówki po ukończeniu pracy.

Przed przystąpieniem do pracy i w czasie jej trwania warto mieć pod ręką osady lub zdjęcia osad o rysunku słoi wysokiej klasy, na których chcemy się wzorować. Nie da się bowiem w początkowym etapie idealnie naśladować natury, a naturalność narysowanych słoi musi być duża, by nasza praca nie wyglądała jak „pasiak” czy „tygrysek”.

Na zaprezentowanych fotografiach pokazałem dobarwianie osady o „słojach” nie nazbyt wyszukanych, ale cieszących oko. Wykonanie tych z najwyższej półki jest trudne i wymaga nabrania bardzo dużego doświadczenia choćby we władaniu koniecznymi barwnikami i sprzętem.

Na pewno w najbliższym czasie wrócę do ich opisania i zademonstrowania na fotografiach.


Jak już wielokrotnie podkreślałem celem moich artykułów jest podnoszenie poziomu wiedzy naszych drogich czytelników aby byli świadomi i światli we wszystkim co składa się na sztukę łowiecką, w odróżnieniu zaś od przeciętnych płatników składek PZŁ, którzy to „połykają” każdą bzdurę i każdy mit „wielkiego świata” broni myśliwskiej, który gdy odarty z legendy, mieści się w każdych ramach zdrowego rozsądku.


Fot. 5: Stare, dobre Browningi po tuningu rysunku słoji.


Leszek Ciupis

(Artykuł ten - ukazał się w "Braci Łowieckiej")

powrót na początek strony